Prokuratura zajęła się śmierdzącą zabawką
Prokuratura Rejonowa w Siedlcach na Mazowszu prowadzi postępowanie sprawdzające w sprawie tzw. bomby śmierdziuchowej dołączonej do czasopisma "Kaczor Donald", którą uczniowie siedleckiego gimnazjum otworzyli w poniedziałek podczas lekcji. Tymczasem w gimnazjum w Będzinie (Śląskie) doszło w czwartek do kolejnego otwarcia bomby
śmierdziuchowej. To już trzeci w ostatnich dniach podobny przypadek.
25.11.2004 | aktual.: 25.11.2004 17:09
W wyniku użycia "bomby śmierdziuchowej" w gimnazjum przy ul. Kołłątaja w Będzinie u 14 uczniów stwierdzono podrażnienie górnych dróg oddechowych; troje nastolatków zostało skierowanych do szpitala na badania diagnostyczne. Żadnemu z dzieci nie zagraża niebezpieczeństwo utraty zdrowia - powiedział Krzysztof Skowron z zespołu prasowego śląskiej policji.
Prokurator Rejonowy w Siedlcach, Robert Więckiewicz, poinformował w czwartek PAP, że prokuratura zwróciła się do wydawcy "Kaczora Donalda" - Egmont Polska sp. z.o.o - o informacje na temat posiadanych certyfikatów bezpieczeństwa na dołączane do niego gadżety.
Chcemy sprawdzić, czy są one bezpieczne dla dzieci, które są odbiorcami gazety. Wtedy zdecydujemy o ewentualnym wszczęciu śledztwa lub nie - powiedział Robert Więckiewicz.
Redaktor naczelny tygodnika "Kaczor Donald" Tomasz Kołodziejczak poinformował we wtorek na stronie internetowej wydawnictwa, że firma Egmont Polska "po informacjach o kłopotach związanych z niewłaściwym zastosowaniem zabawki" zdecydowała o wycofaniu z dystrybucji nakładu pisma zawierającego "bombę śmierdziuchową". Zapewnił, że po tym - przykrym również dla nas - wydarzeniu, będziemy zwracać jeszcze większą uwagę na dobór gadżetów dołączanych do naszych gazet.
Kołodziejczak zapewnił jednocześnie, że zabawka spełnia wymagania europejskiej normy PN-EN-71 z 1998 roku - określającej bezpieczeństwo zabawek dopuszczonych do dystrybucji, a instrukcja obsługi gadżetu znajdowała się zarówno na opakowaniu zabawki, jak i w samej gazecie. Jego zdaniem, zabawka użyta zgodnie z instrukcją nie jest szkodliwa dla użytkownika.
W poniedziałek jeden z uczniów I klasy gimnazjum nr 3 w Siedlcach otworzył w szkolnej łazience saszetkę z "bombą śmierdziuchową", drugi wchodząc do klasy wrzucił ją do kosza. W powietrzu rozszedł się fetor, od którego uczniowie źle się poczuli. Wszyscy zostali ewakuowani.
Jedenaścioro uczniów trafiło do szpitala z objawami zatrucia. W czwartek przebywało tam jeszcze troje gimnazjalistów, a wśród nich chłopiec, który otworzył torebkę. Dyrektor gimnazjum Dariusz Kupiński powiedział, że uczniowie, którzy wrócili do szkoły, są jeszcze osłabieni, bladzi i apatyczni. Codziennie są badani przez szkolną pielęgniarkę.
Rodzice poszkodowanych dzieci czują się napiętnowani. Początkowo mówili, że podadzą wydawnictwo i rodziców tych dwóch chłopców do sądu, a dzieci zabiorą z klasy. Uczniowie też to przeżywają. Chłopcy wyrażają żal z powodu tego, co zrobili. Dotarły do nich skutki tego czynu. Jeden z nich zrobił to dla żartu. Drugi milczy i jest zamknięty w sobie - powiedział Dariusz Kupiński.
Dyrektor placówki dodał, że wspólnie z dwoma pedagogami rozmawiał z rodzicami na temat wydarzenia. Kolejne spotkanie z nimi i uczniami odbędzie się w przyszłym tygodniu, kiedy wszystkie dzieci powrócą na zajęcia. Chłopcy, którzy rozpylili bombę, dostaną w comiesięcznym systemie oceniania uczniów na koniec miesiąca naganną ocenę z zachowania. Otrzymali także ustną naganę od dyrektora.
We wtorek do szpitala z objawami zatrucia po rozpyleniu w szkole bomby śmierdziuchowej trafiło ośmioro uczniów gimnazjum w miejscowości Okuniew koło Mińska Mazowieckiego. Substancję rozpylił uczeń III klasy gimnazjum.
"Bomba śmierdziuchowa" - to saszetka, w której znajduje się żelowa substancja o zapachu szamba. Po odpowiednio mocnym ściśnięciu pęka i uwalnia nieprzyjemny zapach. Była dołączona do 47. numeru pisemka dla dzieci pt. "Kaczor Donald", jaki ukazał się w połowie listopada. Wydawca - Egmont Polska - zdecydował o wycofaniu nakładu pisma z dystrybucji.