Prokuratura wyjaśni sprawę polskich niewolników w Czechach
Prokuratura Apelacyjna w Rzeszowie zdecydowała o przeprowadzeniu postępowania wyjaśniającego w sprawie Polaków pracujących przy produkcji samochodów w Czechach. Chodzi o sprawdzenie, czy polscy pracownicy byli tam zastraszani, zmuszani do pracy na dwie zmiany i źle wynagradzani.
20.10.2006 | aktual.: 27.07.2007 10:30
Jak poinformował rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie Jan Łyszczek, taka decyzja zapadła po analizie artykułu w "Gazecie Wyborczej". Według dziennika, Polacy pracujący w czeskiej Zetka Auto, podwykonawcy Skody, byli terroryzowani, źle wynagradzani, zmuszani do pracy przez 16 godzin na dobę, a w razie odmowy karani potrąceniami wynagrodzenia lub utratą kilku dni urlopu, a nawet biciem. Ponadto mieszkali w nieogrzewanym baraku bez dostępu do ciepłej wody.
Opisywane w tej publikacji fakty mogą stanowić występek uporczywego i złośliwego naruszania praw pracowniczych, co w polskim prawie jest przestępstwem. Dlatego prokurator apelacyjny z urzędu zdecydował o podjęciu czynności wyjaśniających - mówił Łyszczek.
Zlecenie skierowano do Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie. Zastępca prokuratora okręgowego w Rzeszowie, Stanisław Rokita powiedział, że natychmiast po otrzymaniu zlecenia zostanie wskazana prokuratura, która zajmie się sprawą.
Według "GW", przy produkcji samochodów w Czechach pracuje obecnie 900 Polaków, werbowanych na Dolnym Śląsku, w Wielkopolsce, a od niedawna także na Podkarpaciu. W naborze pomagał Wojewódzki Urząd Pracy w Rzeszowie. Obecnie nabór do pracy w Czechach został wstrzymany do czasu wyjaśnienia sprawy.
Zastępca dyrektora WUP Rałaf Kuroń powiedział, że sześć osób, które wróciły z Czech, złożyło w WUP oficjalne zażalenia. Urząd przekazał je prokuraturze i Państwowej Inspekcji Pracy.
Tymczasem Tomasz Glusziczka z Biura Kadr firmy Zetka Auto mówi, że zarzuty stawiane przez polskie media o niewolniczych warunkach pracy w zakładzie w Mladej Boleslav są nieprawdziwe, o czym przekonał się m.in. prokurator.
Glusziczka wyjaśnił, że prokurator przyjechał w związku ze skargami złożonymi przez Polaków. Jego zdaniem, nie wystawiali oni sobie najlepszej wizytówki - mieszkali w brudzie, ciągle urządzali alkoholowe libacje, do pracy przychodzili sporadycznie.
Mamy Polaków, którzy pracują u nas dwa, trzy lata i są tak zadowoleni, że nie chcą wracać do siebie, a my nie chcemy ich tracić - podkreślił.
Czeskie media nie interesują się tym konfliktem. Wcześniej opisywały przyjazd bezrobotnych z Tarnowa do Pilzna, gdzie mieli montować wiązki samochodowe. Przyjazd, jak pisano, opóźnił się o kilka godzin, bo nasi rodacy po drodze wzmacniali się w kolejnych przydrożnych restauracjach. Powitalna kolacja nie podobała się im, bo "była za obfita". Po kilku dniach uznali, iż warunki pracy i zakwaterowania nie są zgodne z ich oczekiwaniami i bez zgody pracodawcy powrócili do domu.