Prokuratura: utajnienie starachowickiego procesu nie przez nas
Wyłączenie jawności procesu przeciw
starachowickim samorządowcom nie nastąpiło wskutek utajnienia
dokumentów przez prokuraturę. Dokumenty z czynności operacyjnych
utajniła policja - napisał w specjalnym oświadczeniu rzecznik Prokuratury Okręgowej w Kielcach Bogdan Karp.
02.09.2003 17:30
Wtorkowa "Gazeta Wyborcza" w artykule "Uwolnić prokuraturę!" podała, że "w sprawie starachowickiej prokuratura utajniła uzasadnienie aktu oskarżenia i większość akt przekazanych sądowi, co spowodowało, że cały proces toczy się przy drzwiach zamkniętych".
Karp oświadczył, że te informacje "GW" są nieprawdziwe. "Dokumenty zawierające informacje z czynności operacyjnych w tej sprawie utajniła instytucja, która prowadziła te czynności, czyli policja. Zgodnie z treścią ustawy o ochronie informacji niejawnych prokuratura nie jest uprawniona do zmiany lub zniesienia klauzuli tajności" - napisał rzecznik.
W jego oświadczeniu czytamy też: "Policja nadając tym dokumentom stosowną klauzulę niejawności postąpiła zgodnie z prawem. Załącznik nr 1 do ustawy o ochronie informacji niejawnych 'Wykaz rodzajów informacji stanowiących tajemnicę państwową' w pkt. II.34 stwierdza jednoznacznie, że informacje uzyskane w wyniku czynności operacyjnych są niejawne".
"Inna interpretacja cytowanej ustawy przez profesora Rzeplińskiego z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka jest nieuprawniona" - napisał rzecznik prokuratury odnosząc się do wypowiedzi Andrzeja Rzeplińskiego, opublikowanej w "GW" z 25 sierpnia. (Rzepliński uważa, że prokuratura naruszyła ustawę o ochronie informacji niejawnych, "ponieważ tajne mogą być tylko informacje o technikach operacyjnych i dane tajnych współpracowników i funkcjonariuszy działających pod przykryciem, a nie treść uzyskanych informacji").
"Istotne jest również, ze dokumenty niejawne sprawy zostały przesłane do sądu w dwóch, odrębnych w stosunku do pozostałego materiału dowodowego, tomach. Zatem możliwe było wyłączenie jawności jedynie części rozprawy, co zresztą prokurator sugerował sądowi" - dodał rzecznik.
Zdaniem Karpa również nieprawdziwe jest stwierdzenie "GW", że dopiero publikacja "Rzeczpospolitej" z 4 lipca o przecieku informacji niejawnych w "starachowickiej aferze" spowodowała reakcję prokuratury, gdyż śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte 25 kwietnia. Do czasu publikacji wykonano już znaczną część czynności procesowych.
Dwaj starachowiccy samorządowcy zostali zatrzymani w marcu z kilkunastoma osobami przez CBŚ i aresztowani. Prokuratura oskarżyła starostę starachowickiego o usiłowanie wyłudzenia ponad 28 tys. zł odszkodowania za rzekomo skradzione auto, a byłego wiceprzewodniczącego rady powiatu o wyłudzenie odszkodowania i łapówkarstwo. Obaj mieli działać "wspólnie i w porozumieniu" z Leszkiem S. - szefem miejscowej mafii. 20 sierpnia w starachowickim sądzie za zamkniętymi dla mediów i publiczności drzwiami rozpoczął się proces z udziałem obu samorządowców.
Prokuratura Okręgowa w Kielcach zarzuca posłom Andrzejowi Jagielle (członkowi SLD, który wystąpił z klubu parlamentarnego SLD) i Henrykowi Długoszowi (członkowi SLD, który zawiesił swe członkostwo w klubie parlamentarnym SLD), że działając "wspólnie i w porozumieniu" i co najmniej z jeszcze jedną wtajemniczoną osobą, utrudnili postępowanie karne przez poinformowanie starosty starachowickiego o planowanej akcji CBŚ.
4 lipca "Rzeczpospolita" doniosła, że z policyjnego podsłuchu wynika, iż Jagiełło zadzwonił do jednego ze starachowickich samorządowców i ostrzegł go przed planowaną akcją CBŚ. Jagiełło miał się powołać na informacje uzyskane od wiceministra Sobotki. Długosz zaprzeczał, jakoby mógł dowiedzieć się, że policja interesuje się członkami SLD w Starachowicach od zastępcy komendanta wojewódzkiego policji w Kielcach Ryszarda Mochockiego.