Prokuratura sprawdza Rutkowskiego po akcji w szkole
Policja i prokuratura w Rybniku sprawdzają, czy pracownicy biura doradczego Krzysztofa Rutkowskiego złamali prawo, wkraczając do szkoły i wyprowadzając z lekcji w Szkole Podstawowej w Książenicach w powiecie rybnickim (Śląskie) siedmioletniego chłopca, na polecenie jego matki.
Prokuratura zamierza też wyjaśnić, dlaczego policja nie zareagowała na doniesienie w tej sprawie, złożone przez dyrekcję szkoły.
Krzysztof Rutkowski uważa, że jego ludzie nie złamali prawa, bo mogli wejść do szkoły w towarzystwie matki. Kobieta - jak powiedział detektyw - dysponowała prawomocnym wyrokiem sądu z klauzulą natychmiastowej wykonalności.
Będą dwa zarzuty prokuratorskie?
Moi ludzie zapewniali jej jedynie asystę, by mogła wyegzekwować ten wyrok. Była zdesperowana, bo od dłuższego czasu ojciec Krzysia utrudniał jej kontakty z dzieckiem - podkreślił. Zadeklarował jednak, że jego pracownicy są gotowi złożyć w prokuraturze obszerne wyjaśnienia oraz przekazać jej kasetę wideo, na której udokumentowali przebieg zdarzenia.
Półtora tygodnia temu trzej pracownicy agencji przyszli do szkoły w towarzystwie matki, której sąd przyznał prawo do opieki nad synem i wyprowadzili Krzysia z lekcji. Dziecko mieszkało dotychczas z ojcem. Pojawienie się umundurowanych pracowników agencji i opór Krzysia, który chował się za wychowawczynię, wywołały panikę w klasie, część dzieci i wychowawczyni zaczęli płakać.
Jak powiedziała szefowa Prokuratury Rejonowej w Rybniku Bernadeta Breisa, policja i prokuratura wyjaśniają, czy wchodząc do szkoły i wyprowadzając chłopca, ludzie detektywa naruszyli przepisy art. 191 i 193 Kodeksu karnego. Pierwszy dotyczy zmuszenia kogoś przemocą do określonego działania, drugi tzw. naruszenia miru - w tym przypadku wdarcia się do szkoły i nieopuszczenia jej mimo żądania jej dyrekcji.
Oficjalne zawiadomienie w tej sprawie dotarło do prokuratury w piątek od burmistrza Czerwionki-Leszczyn. Dołączono do niego urzędową notatkę ze szkoły, opisującą całe zajście. Jeszcze w piątek przesłuchano dyrektorkę szkoły i nauczycielkę, która prowadziła lekcję.
Policja zareagowała zbyt późno?
Prokuratura zażądała też od policji oficjalnej informacji o wszczęciu policyjnego śledztwa w tej sprawie. Rzecznik rybnickiej policji, Arkadiusz Szweda, powiedział, że jak dotąd w sprawie prowadzone były czynności sprawdzające, polegające głównie na gromadzeniu dokumentacji procesowej i przesłuchaniach świadków.
Prokuratura chce zbadać, czy w tej sprawie policja nie zareagowała zbyt późno. Podjęto postępowanie wyjaśniające, dotyczące ewentualnego niedopełnienia obowiązków przez oficera dyżurnego policji w Rybniku, któremu dyrektorka szkoły zgłaszała incydent, prosząc o interwencję. Zgodnie z prawem, rybnicka prokuratura nie może prowadzić postępowania przeciwko miejscowej policji, sprawę przekazano więc do Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. Ta zdecyduje o skierowaniu jej do innej prokuratury.
Sprawę opisała w sobotę "Gazeta Wyborcza". Po publikacji Krzysztof Orszagh, kierujący w stołecznym magistracie zespołem ds. pomocy ofiarom przestępstw, skierował do rybnickiej prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, polegającego - jego zdaniem - na narażeniu dzieci na niebezpieczeństwo uszczerbku na zdrowiu oraz pozbawieniu wolności małoletniego, a także na złamaniu ustawy o usługach detektywistycznych.
Działania firmy detektywa Orszagh uznał za "co najmniej karygodne i niedopuszczalne". Wtargnięcie uzbrojonych pracowników Rutkowskiego do klasy pełnej dzieci było dla nich traumatycznym wydarzeniem, które w ich subiektywnej ocenie mogło zagrażać ich bezpieczeństwu i życiu, a takie poczucie może prowadzić do zaburzeń psychicznych.
Dzieci w ciężkim stresie
Według prokuratury, zarzut dotyczący pozbawienia małoletniego wolności byłby bezpodstawny, ponieważ pracownicy firmy Rutkowskiego zabrali dziecko ze szkoły w obecności i na polecenie jego matki. Prokuratura zna sprawę toczącą się między rodzicami chłopca przed miejscowym sądem rodzinnym; w najbliższej rozprawie, 9 listopada, weźmie także udział prokuratur.
Prokurator Breisa nie wyklucza, że drugi podniesiony przez Orszagha zarzut, dotyczący narażenia dzieci na niebezpieczeństwo uszczerbku na zdrowiu, mógłby okazać się słuszny, wymagałoby to jednak szczegółowych opinii biegłych nt. wpływu zdarzenia na psychikę dzieci. Na razie nic nie wskazuje na to, aby śledztwo mogło być prowadzone także w tym kierunku, a doniesienie Orszagha jeszcze do prokuratury nie dotarło.
Dyrektor szkoły Danuta Zieleźna poinformowała, że dzieci z klasy Krzysia tak mocno przeżyły zajście, że musieli im pomóc psycholodzy z poradni pedagogiczno-psychologicznej. Rodzice informowali mnie, że w domach skarżyły się na bóle brzucha i inne dolegliwości. Na pewno wstrząsem była dla nich szarpanina i to, że Krzyś nie chciał iść z własną matką. Dla mnie to też jest zresztą niezrozumiałe - powiedziała dyrektorka.
Mam nadzieję, że to była pierwsza i ostatnia taka akcja pracowników detektywa Rutkowskiego - dodała.
Natomiast - zdaniem Rutkowskiego - w sprawie szkoła stanęła po stronie ojca. Kiedy matka Krzysia przychodziła do szkoły, dyrektorka nie chciała z nią rozmawiać i izolowała dziecko - powiedział Rutkowski. Dyrektorka mówi z kolei, że w tej sprawie była w kontakcie z sądem rodzinnym i prosiła o zaangażowanie w sprawę kuratora.