"Prokuratura ma dowody na wybuch w tupolewie"
"Gazeta Polska Codziennie" dotarła do dokumentów dotyczących wyjazdu polskich
prokuratorów i biegłych do Smoleńska. Osoby, które były bezpośrednio związane z tym wyjazdem, mówią wprost: szukano śladów wybuchu w tupolewie, a czytniki urządzeń wykazały bardzo silne stężenie składników występujących w trotylu i nitroglicerynie - informuje dziennik.
05.11.2012 | aktual.: 05.11.2012 07:41
Biegli, którzy na przełomie września i października br. byli w Smoleńsku, posługiwali się najwyższej klasy specjalistycznym sprzętem, m.in. przenośnymi detektorami IMS - czytamy w gazecie. Odczyt, który biegli zobaczyli w Smoleńsku, nie pozostawiał wątpliwości: bardzo silne stężenie substancji wchodzących w skład trotylu, nitrogliceryny, a także innych materiałów wybuchowych.
Według informacji "GPC" specjaliści pobrali także do badań próbki gleby z powierzchni oraz z głębokości do 2 m. Do analizy zostały pobrane także wymazy z części, które znaleziono podczas badań.
Z dokumentów, do których dotarła gazeta, oraz z relacji osób, które znają szczegóły pobytu w Smoleńsku polskich ekspertów, wynika, że podczas badań byli obecni przedstawiciele strony rosyjskiej. Wszystkie próbki były pobierane w dwóch kompletach – jeden dla strony polskiej, drugi dla strony rosyjskiej.
– Próbki te znajdują się obecnie w Rosji. Są zaplombowane, a Rosjanie nie mają do nich dostępu. Prokuratura czeka na ich przekazanie – stwierdził Mateusz Martyniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Generalnej.
Powodem wyjazdu polskich biegłych do Smoleńska były wątpliwości co do rzetelności rosyjskich ekspertyz pirotechnicznych.