Prokuratura bada, czy lekarze okaleczyli chore na białaczkę bliźnięta
Prokuratura wszczęła dochodzenie w sprawie narażenia życia i zdrowia jednego z trzymiesięcznych bliźniąt leczonych onkologicznie w szpitalu przy ul. Spornej w Łodzi. Anestezjolog źle podał niemowlęciu lek, dziecko jest sparaliżowane - informuje RMF FM. Medykowi grozi do pięciu lat więzienia. Wiadomo, że były też nieprawidłowości w leczeniu drugiego dziecka.
06.04.2012 | aktual.: 06.04.2012 08:41
Przesłuchany został już dyrektor szpitala i jeden z lekarzy. Został również powołany biegły z zakresu medycyny, który określi, jakie ewentualne błędy popełniono i jakie mogą one mieć skutki dla życia i zdrowia dziecka. Prokuratorzy planują kolejne przesłuchania.
Dzieci chore na białaczkę, które urodziły się w połowie stycznia, trafiły do placówki przy ul. Spornej 23 lutego. Miesiąc później 20 marca doszło do fatalnej pomyłki anestezjologa. - Z dotychczasowych ustaleń, a przede wszystkim czwartkowych przesłuchań wynika, że mogło dojść do nieprawidłowego podania leku zamiast dożylnie - dokręgosłupowo - zaznaczył rzecznik prokuratury.
Dotąd w kontaktach z dyrekcją szpitala, rodzicom nie udało się ustalić, kto odpowiada za okaleczenie niemowląt. Lekarze przerzucają się winą za błędy w leczeniu, a dyrekcja nie jest w stanie jednoznacznie wskazać osoby odpowiedzialnej. Dlatego rodzice zdecydowali się złożyć prywatny pozew do sądu przeciwko szpitalowi. Rodzice będą domagać się zadośćuczynienia w wysokości 180 tysięcy złotych za straty moralne i cierpienie, jakich doznał syn, któremu niewłaściwie podano lek. Natomiast dla drugiego chłopca, który stracił część nosa, będą chcieli uzyskać 100 tysięcy zadośćuczynienia. - Celem prywatnego pozwu nie jest ustalenie, kto zawinił - wskazanie konkretnych osób i ich ukaranie - chodzi tylko o to, żeby szpital wziął odpowiedzialność za błędy w leczeniu - tłumaczy mecenas Maria Wentlandt-Walkiewicz. W sumie będą się domagać zadośćuczynienia w wysokości 280 tysięcy złotych.
Na razie rodzice nie rozważają przenoszenia bliźniaków do innego szpitala. Po pierwsze, dlatego że stan chorych na białaczkę dzieci na to nie pozwala, a po drugie - wydaje się mało prawdopodobne, aby lekarze popełnili kolejny błąd przy ich leczeniu.