Projekt Europa
Politycy sprezentowali Unii konstytucję. Może w przyszłości doprowadzi ona do zjednoczenia narodów Europy, ale wcześniej nasili antagonizmy - czytamy w "Newsweeku".
21.06.2004 | aktual.: 21.06.2004 10:32
Historyczne chwile rzadko wyrażają historię, która po nich następuje. Pierwsza konstytucja Europy, ustanawiająca jednego prezydenta, ministra spraw zagranicznych, prokuratora i kto wie, może z czasem nawet jedną wspólną europejską armię, na pewno stanowi cezurę w liczących tysiące lat krwawych dziejach kontynentu. Ale czy rzeczywiście to właśnie ten krok przybliży nas do zjednoczenia Europy?
Po dwóch dniach zażartych sporów, straszenia i czasem bardzo osobistych złośliwości przywódcy 25 państw dobili targu. Pajęczynę unijnych traktatów zastąpić ma jeden wspólny dokument - konstytucja Europy. Niewątpliwy krok w stronę wizerunku jedności. Podkreślmy to słowo: wizerunku. Porozumienie możliwe bowiem było tylko dzięki dziesiątkom kompromisów, łamiących pozorny europejski monolit. Ale tego nie widać na idyllicznym obrazie jedności, jaki prezentowali przywódcy podczas końcowej sesji dla fotografów.
Sygnatariusze z premierem Markiem Belką włącznie za największy sukces swojej dyplomacji uważają wmontowanie do konstytucji mechanizmów hamujących paneuropejskie zapędy. Skomplikowanych instrumentów, mogących przewlekać w czasie i osłabiać znaczenie wszelkich decyzji, dążących do unifikacji podatków, prawa pracy czy finansowania sfery socjalnej - piszą dziennikarze gazety.