Program partii nie jest programem narodu
W demokracji parlamentarnej społeczeństwo rządzi krajem poprzez swoich przedstawicieli. Przedstawiciele grupują się w partie polityczne. Gdy zbliżają się wybory, obywatele poznaje programy partii politycznych i wybierają takich przedstawicieli, których program najlepiej gwarantuje realizowanie interesów społeczeństwa. No dobra - dość tych bajek.
16.10.2007 | aktual.: 16.10.2007 11:19
Wirtualna Polska zaproponowała swoim internautom zabawę - Kompas Wyborczy. Kompas wskazuje, z którą partią danemu użytkownikowi najbliżej. Odpowiedzi na 20 pytań konfrontowane są z odpowiedziami poszczególnych partii. Wyrok wydaje się nieodwołalny: partia A - 85% zbieżnych odpowiedzi, partia B - 63%, a partia C - 15%. Wybór jest jasny? Nie do końca.
Na forum roi się od opinii: "wyszła mi LPR, ale i tak zagłosuję na PO", "Ja mam najwięcej na LiD, ale wybieram PiS", "PiS - 90%, ale chyba będę głosował na PO". Okazuje się, że programowa zbieżność nie jest najważniejszym czynnikiem decydującym o naszych wyborach. Dlaczego?
Należy oczywiście zaznaczyć, że Kompas jest tylko zabawą. Pytania są dość wybiórcze (choć dotyczące najważniejszych spraw społecznych i gospodarczych). Poza tym można udzielać jedynie odpowiedzi "tak" lub "nie". Rzeczywistość często jest zdecydowanie bardziej skomplikowana. Cóż - gdy dojdzie do odpowiednich głosowań politycy też będą głosować "za" lub "przeciw". Już teraz Kompas pokazuje, jak.
Zakładam jednak, że najczęściej syndrom "wyszli mi ci, ale zagłosuję na tamtych" wynika ze względów pozamerytorycznych. Wprawdzie minęły już czasy, kiedy wygrywało się wybory ładnym krawatem. Dziś każdy liczący się polityk zna znaczenie właściwego ubioru. Dochodzi nawet do tego, że na debaty wyborcze zamiast wyrazistych liderów przychodzą dwaj modele w takich samych ciemnogranatowych garniturach, takich samych błękitnych koszulach i takich samych bordowych krawatach. Wciąż jednak partia ma cały szereg nieprogramowych zagrywek, które sugestywnie oddziałują na elektorat.
Sposób mówienia lidera, jego pochodzenie społeczne, umiejętność opowiadania starych dowcipów, trudne do zdrobnienia imię, fakt posiadania rodzeństwa, umiejętność prowadzenia samochodu, umiejętność noszenia broni, prawdziwe lub zmyślone powiązania z ludźmi o prawdziwych lub zmyślonych powiązaniach ze światem przestępczym - to wszystko należy do szerokiej gamy czynników, jakie bierze pod uwagę elektorat, jeśli odpowiednio dosadnie wmówi mu się, że powinien to brać pod uwagę.
Decyzje wyborców zapadają z powodów pozamerytorycznych nie tylko dlatego, że obywatelom nie chce się myśleć. Nie wątpię, że każdemu przeciętnemu wyborcy można wytłumaczyć o co chodzi w przeciętnym programie politycznym. To jednak wymaga czasu. A na odpowiedź jest półtorej minuty. Nie ma co skupiać się na szczegółach, spytajmy ile zdrożało masło. Co z tego, że masło drożeje w wyniku procesów gospodarki rynkowej, tak hołubionej przez daną partię? Osób kupujących masło jest na pewno więcej niż tych, które popierają podatek liniowy.
Demokracja telewizyjna nie służy merytorycznej debacie. Do tego stopnia, że nawet przywódcy nie czują się zobowiązani do gruntownej wiedzy na temat programów wyborczych swoich ugrupowań. W poniedziałek Donald Tusk atakował Aleksandra Kwaśniewskiego, że nie wie jaki jest stosunek LiD do tarczy antyrakietowej, by za chwile dowiedzieć się, że w dość już obecnie jednorodnej światopoglądowo PO, stosunek do prywatyzacji szpitali zmienił się gwałtownie tuż przed wyborami.
Program trzeba mieć, jednak służy on głównie temu, by przeciwnicy polityczni mogli ładować ostrą amunicją swoje pistoleciki. Dlatego najlepiej go głęboko ukryć i dobrze pilnować, by nie był porównywany z wcześniejszymi programami, deklaracjami, praktyka głosowań. Może się bowiem okazać, że partia na którą chce głosować dany wyborca to zupełnie inna partia niż ta, którą uśmiechniętą widać na bombastycznych konwencjach i w świetnych realizacyjnie spotach reklamowych.
Ponieważ cztery lata parlamentu nie będą jedynie wypełnione chodzeniem w ładnych krawatach i legitymowaniem się prawem jazdy, warto żebyśmy oddając głos, kierowali się nie tylko opakowaniem, ale również smakiem nadzienia. To nie jest łatwe i Kompas Wyborczy tylko częściowo to ułatwia.
Wyborcy, którzy kierują się racjonalną analizą programów (a wierzę, że tacy istnieją), na pewno mają hierarchię problemów do rozwiązania. Łatwo mogę sobie wyobrazić kogoś, kto jest za podatkiem liniowym, ograniczeniem roli Kościoła i prywatyzacją szpitali, ale za najważniejsze uważa walkę z korupcją. Zagłosuję więc na partię, która ten właśnie punkt programu wyniosła na sztandary, a nie na tę, z którą ma 70% zbieżnych odpowiedzi. Jasne jest, że nie należy z tego czynić mu zarzutów o wybór niezgodny z poglądami.
Na szczęście program partii już jakiś czas temu przestał być programem narodu. Ideologiczne zbieżności mogą być tylko częściowe, przejściowe, fragmentaryczne i dyskretne. Wielu wyborców z chęcią zagłosowałoby za programem gospodarczym partii A i społecznym partii B. Tak się jednak nie da - głos mamy tylko jeden. Wybór z reguły jest trudny, ale idealne partie i programy istnieją tylko w totalitaryzmach. I w skrajnej wersji teledemokracji, w której naprawdę liczyć się będzie już tylko opakowanie. Ale tego koszmaru, mam nadzieję, nie doczekamy.
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska Kompas wyborczy możesz sprawdzić w serwisie Wybory Wirtualnej Polski