Program gospodarczy PiS
Euro - nie, niskie stopy procentowe - tak, podatek liniowy - nie, zarżnąć klasę średnią - tak. Ulga rodzinna i mieszkanie dla każdego, prywatyzacja bez prywatyzacji... To najważniejsze elementy programu gospodarczego Prawa i Sprawiedliwości - Michał Zieliński w tygodniku "Wprost".
25.07.2005 | aktual.: 25.07.2005 10:28
Nazywa się bardzo ładnie: "Finanse publiczne. Rozwój przez zatrudnienie". Po lekturze tego dokumentu nasuwa się jednak nieodparty wniosek, że lepiej byłoby go nie realizować. Jego skutki dają się bowiem streścić jako "stagnacja wskutek chaosu i rozrzutności". Co przy tym równie istotne, jest on totalnie niezgodny z propozycjami Platformy Obywatelskiej. I to niezgodny w sprawach absolutnie fundamentalnych; pomysły PiS są znacznie bliższe rozwiązaniom proponowanym przez Wrzodaka i innych wybitnych ekonomistów LPR.
Dlatego stworzenie wspólnego programu koalicji PO-PiS (czy też PiS-PO) wydaje się równie realne, co skonstruowanie podwodnej łodzi żaglowej. Kilka tygodni temu twórcy programu PiS zgromili (słusznie!) na łamach "Wprost" obecny rząd za doprowadzenie do gigantycznego, liczonego w setkach miliardów złotych, zadłużenia państwa. Ich program jest jednak w istocie receptą na dalsze powiększenie "dziury Belki".
Drukujemy złotówki
Do polityki monetarnej autorzy dokumentu odnoszą się w trzech miejscach. Pierwszy raz, kiedy stwierdzają, że "realne stopy procentowe są zbyt wysokie". Drugi raz, kiedy przestrzegają przed "przedwczesnym powiązaniem złotego z mechanizmem europejskiego węża walutowego w celu szybkiego wejścia do strefy euro, nieuzasadnionego sytuacją polskiej gospodarki i poziomem jej konwergencji do gospodarek państw strefy euro".
Tłumacząc to zdanie na język polski, trzeba wyjaśnić, że "poziom konwergencji do gospodarek strefy euro" oznacza zredukowanie deficytu budżetowego do 3% PKB, utrzymanie zadłużenia poniżej 60% PKB i inflacji na poziomie zbliżonym do przeciętnego unijnego (jest to mniej niż 3%). Jak to zalecenie PiS rozumieć - skoro w części krytycznej autorzy programu ganią SLD za zbyt duży deficyt budżetu i zadłużenie - przyznaję, nie wiem.
Jako lekarstwo PiS proponuje:
- obniżenie realnych stóp procentowych, co pobudzi wzrost gospodarczy, przyciągnie inwestycje bezpośrednie, spowoduje wzrost zatrudnienia, popytu wewnętrznego i przyrost bazy podatkowej, - przeciwdziałanie aprecjacji złotego, czemu ma sprzyjać owo obniżenie realnych stóp procentowych,
- zrezygnowanie (i to jest to trzecie odniesienie do polityki monetarnej) z restrykcyjnego podejścia do likwidowania inflacji. Lekarstwo jest zatem proste - i w dodatku takie samo jak proponuje LPR i Samoobrona - nie wchodźmy do strefy euro i obniżmy stopy procentowe.
Jak to zrobić przy niezależnym NBP? I o ile obniżyć, skoro przy średniorocznej inflacji wynoszącej 3% nominalna stopa NBP to 5%? Jakie po owej obniżce będzie oprocentowanie lokat bankowych? I czy przy takich odsetkach (zmniejszonych dodatkowo o 20- procentowy "podatek Belki") będą chętni do oszczędzania?
Czy rzeczywiście obniżenie stóp procentowych osłabi złotówkę (przecież w innym miejscu autorzy stwierdzają, że chcą przyciągać kapitał zagraniczny). I co to wreszcie znaczy "zrezygnowanie z restrykcyjnego likwidowania inflacji"? Co prawda, na to ostatnie pytanie można znaleźć cień odpowiedzi. W zamieszczonym rysunku, który pokazuje wspaniałe skutki programu PiS dla wzrostu PKB i spadku bezrobocia, można się także dopatrzyć, że inflacja z obecnych 3% wzrosłaby w 2006 r. do 3,5% i potem ustabilizowałaby się na tym poziomie.
Stabilna inflacja przy spadających stopach i rosnącej podaży pieniądza jest jednak nowatorskim wkładem autorów w teorię ekonomii. Ponieważ na potwierdzenie tezy, że inflacja bardziej nie wzrośnie, mogą jedynie dać słowo honoru, ja daję im swoje, twierdząc, że jak się podaż pieniądza znacząco powiększa, to ceny rosną w tempie coraz szybszym.