Profesora pilnie szukam
"Rzeczpospolita" zastanawia się czy
uczelniom zabraknie profesorów? Odpowiedź na to pytanie poznamy we
wrześniu, ale już teraz - według dziennika - co bardziej
zapobiegliwe uczelnie specjalnie premiują profesorów.
Dziś zdarza się, że profesor państwowej uczelni dorabia wykładami w kilku prywatnych szkołach. Od września sytuacja ma się jednak zmienić, zaczną obowiązywać przepisy ograniczające pracę naukowców na wielu etatach.
Każdy samodzielny pracownik naukowy, czyli doktor habilitowany i profesor, będzie mógł firmować swoim nazwiskiem tylko dwa kierunki studiów, w tym jeden magisterski. A to oznacza, że może być on wliczony do kadry naukowej najwyżej na dwóch uczelniach. To może spowodować, że na części uczelni, zabraknie kadry potrzebnej do prowadzenia studiów - pisze gazeta.
Jak uczelnie walczą o profesorów i doktorów? Np. Wyższa Szkoła Biznesu - NLU z Nowego Sącza daje więcej wolnego czasu swoim pracownikom, którzy chcą zdobywać naukowe tytuły. Asystent, który robi doktorat, ma o połowę obniżoną liczbę godzin pracy, a doktor, który przygotowuje się do habilitacji, jest z niej zwolniony przez rok. W tym czasie dostają normalną pensję.
Rektor WSFiZ w Białymstoku Józef Szabłowski mówi gazecie, że z zatrudnieniem doktorów nie ma problemu, ale brakuje profesorów. O nich właśnie w najbliższych miesiącach rozegra się bój. Uczelnie niepaństwowe mogą ich podkupić, oferując lepsze płace. Ale szkoły państwowe też zaczynają się o nich coraz bardziej troszczyć.
Uniwersytet Gdański np. ufundował specjalne nagrody dla pracowników, którzy szybko robią karierę naukową. Od tego roku akademickiego 25 tys. zł otrzymuje osoba, która w 5 lat po habilitacji zdobędzie tytuł profesora, a 15 tys. zł dostanie ten, kto uzyska habilitację w 7 lat od doktoratu.
"Jest znacząca zachęta do szybszej kariery naukowej. Zainteresowanie jest spore" - ocenia na łamach "Rzeczpospolitej" prorektor Uniwersytetu Gdańskiego Bernard Lammek. (PAP)