Prof. Rychard: jeżeli w pierwszym akcie pojawia się strzelba, to być może ona wypali
Przy takimś ciągłym zaskakiwaniu w którymś momencie któreś zaskoczenie staje się już mniejszym zaskoczeniem. Tutaj mamy do czynienia z takim permanentnym mobilizowaniem nastrojów. Ale ja bym tego tak zupełnie nie lekceważył, no bo jeżeli się w pierwszym akcie pojawia ta strzelba to być może ona w którymś momencie rzeczywiście wypali - powiedział socjolog prof. Andrzej Rychard w audycji "Salon polityczny Trójki".
Zaskoczył pana Jarosław Kaczyński, który powiedział, że PiS złoży wniosek o samorozwiązanie Sejmu?
Prof. Rychard: Przy takimś ciągłym zaskakiwaniu w którymś momencie któreś zaskoczenie staje się już mniejszym zaskoczeniem. Tutaj mamy do czynienia z takim permanentnym mobilizowaniem nastrojów. Ale ja bym tego tak zupełnie nie lekceważył, no bo jeżeli w pierwszym akcie pojawia się ta strzelba, to być może ona w którymś momencie rzeczywiście wypali.
No tak, ale jest tak, że Jarosław Kaczyński zgłasza ten wniosek właściwie wiedząc, że 307 głosów nie zbierze, bo Platforma od dawna mówiła, że takiego wniosku nie poprze, co zresztą wczoraj potwierdził Donald Tusk.
- Tak, no i wtedy powstaje pytanie dlaczego to robi. W moim przekonaniu być może robi to także dlatego, że ten stan parmanentnej mobilizacji i takiego podtrzymywania konfliktu jest stanem, w którym i PiS i jego być może najtwardszy elektorat i jego przywódca jakoś dobrze się czują. To pozwala podtrzymywać poparcie. Z drugiej strony ja byłbym daleki od tłumaczenia wszystkiego jakimiś takimi grami taktycznymi, no bo rzeczywiście strukturalnie sytuacja dla PiS-u, dla rządzących jest trudna. Jest ogromne napięcie i sprzeczność pomiędzy typem programu z jakim się przychodzi do władzy - a przychodzi się do władzy z programem niemalże rewolucyjnym - a możliwościami jego realizacji w obecnym układzie parlamentarnym. Więc jak jest takie napięcie to co można zrobić? Albo zmienić program, ale tu z całą pewnością nie można na to liczyć w przypadku partii braci Kaczyńskich, albo zmienić Parlament. Rzecz polega na tym, że zmiana Parlamentu niekoniecznie musi doprowadzić do innej sytuacji z punktu widzenia tych graczy.
No więc właśnie - wszyscy mówią, że nawet gdyby były wybory to po wyborach i tak się nic nie zmieni, bo żadna z partii nie uzyska takiej większości żeby samodzielnie rządzić.
- Tak. Jest trochę takiego wierzenia w to, że wybory zadziałają trochę tak jak się wciska klawisz w komputerze, że wszystko się wymaże, z pamięci się wycofa i na nowo będzie można te klocki układać jak gdyby nie pamiętając o tym co było. Ja sądzę, że nie, że jednak tutaj z tego twardego dysku tych wszystkich oskarżeń, które padały pod adresem partnerów i tego poziomu konfliktu nie da się wycofać. Tak, że na przykład jeśli ktoś by liczył, że po takich wyborach możliwe będzie zaczęcie od nowa i być może koalicja, na którą wielu liczyło - PO i PiS-u - to sądzę, że w tej chwili czym później tym trudniej. W tej chwili być może już nawet za trudno na taką koalicję czyli rzeczywiście pewnie niewiele by się zmieniło po wyborach, ale być może - liczy na to lider PiS- u - zyskałby jakąś silniejszą legitymację do tego: "no widzicie, nie mogę z tymi to chociaż będę próbowal z tymi innymi parnerami robić tę swoją koalicję". Czyli krótko mówiąc - kto wie czy nie liczy na to, że po wyborach będą przyzwolenia na jakieś -
dziś może jeszcze wydawałoby się trochę egzotyczne koalicje - już silniejsze koalicje z LPR-em. Jeżeli w ogóle by LPR wtedy wszedł w tych wyborach nowych - to też nie wiadomo, ale np. z PSL-em jeśli też by wszedł, bądź z jakąś jeszcze inną partią. No tu już trzeba się zastanowić z kim.
No tak, ale wygląa na to po wczorajszej dyskusji w niedzielnym salonie Trójki, że być może wybory wcale nie będą potrzebne, a koalicja rządowa z Samoobroną, LPR-em albo PSL-em tak czy siak powstanie. Bo Jarosław Kaczyński będzie mógł powiedzieć - nie chcecie wyborów, ja nie mogę rządzić mając tylko pakt stabilizacyjny, bo ten pakt nie stabilizuje, więc wchodzę w koalicję rządową.
- To jest zupełnie prawdopodobne, że taka koalicja powstanie. Nie będzie się już nazywała paktem, będzie się nazywała koalicją. No i ten układ pozwoli być może PiS-owi realizować kawałek swego programu.
Przeczytaj cały wywiad