Prof. Miodek: irytuje mnie "nara"
Przełom polityczny, jaki dokonał się w 1989 roku ma znaczący wpływ na współczesny język polski - uważa prof. Jan Miodek. W jego opinii nie można jednak powiedzieć, by coraz częściej używane anglicyzmy i słownictwo zapożyczone ze świata komputerów zubażały język.
05.10.2007 | aktual.: 05.10.2007 22:03
Zmianom w języku polskim po roku 1989 r. prof. Miodek poświęcił swój wykład inauguracyjny, wygłoszony w sosnowieckiej Wyższej Szkole Humanitas.
Nie przesadzałbym z tym ubożeniem języka, może jest właśnie na odwrót? Form językowych niepotrzebnych nie ma, są tylko formy nieznośnie nadużywane - powiedział dziennikarzom przed wykładem profesor.
Jeżeli ktoś zamiast powiedzieć, że ktoś jest miły, inteligentny, przystojny, szarmancki, dzielny, używa tylko słowa super, to ja też dostaję gęsiej skórki, ale jeśli korzysta z bogactwa tych wariantów, to wtedy chapeau bas - podkreślił.
W opinii językoznawcy, przełom w 1989 r. skutkował nie tylko zmianami politycznymi, gospodarczymi i społecznymi, ale to także znacząca data w historii języka polskiego. W języku wydarzyły się jednak rzeczy też takie, które bez roku 1989 - jeśli by się wydarzyły - to by się wydarzyły w stopniu znacznie zminimalizowanym - zaznaczył.
Prof. Miodek mówił, że wyobraźnię językową Polaków wzbogaciły zwłaszcza anglicyzmy. O ile starsze pokolenie używa zwykle zapożyczeń raczej z łaciny i greki, języka rosyjskiego i niemieckiego, to wśród młodzieży dzisiaj triumfy święci właśnie język angielski. "Było full ludzi", "on jest the best", "dzięki za help", "sorry", "sorki", "sorewicz" - wyliczał profesor.
Przyznał, że gdy młodzi ludzie nadużywają takich słów jak "spoko", "nara", czy "dozo", może go to "subiektywnie irytować". Z drugiej jednak strony starsze pokolenie na określenie czegoś dobrego mogli użyć jedynie słowa "fajny". Dzisiaj ten zasób określeń jest o wiele bogatszy "super", "ekstra, "cool", "wypas" - przekonywał.
Znaczący wpływ na język - kontynuował - ma także rzeczywistość elektroniczna. Coraz częściej Polacy używają terminologii komputerowej. Podawał przykłady, gdy rektor życzył studentom, by nie byli jak dyskietki, a wypowiadający się w mediach ratownik górniczy mówi po ciężkiej akcji, że musi się na początek zresetować - zamiast odnowić się, zregenerować.
Prof. Miodek zaapelował o "odwagę fleksyjną" w traktowaniu polskich nazwisk. "Zaczyna się to robić zjawisko niepokojące, że w tekstach oficjalnych - już nie tylko nazwiska typu Ziobro, Mleczko, Pietraszko, Sidło, Kopyto - stają się nieodmienne, ale nie ma dnia, żebym nie przeczytał o +serdecznych wyrazach współczucia dla Jana Nowak+" - podkreślił.
"Nazwiska typu Nowak, Miodek, Borek, Kwiatek, Pisowicz, Jędrzejczak, Kołodziej stają się barierą nie do przejścia dla przeciętnego Polaka" - dodał. W opinii prof. Miodka, ten problem nie dotyczy języka codziennego, ale oficjalnego, w którym istnieje powszechne przekonanie, że nazwisk nie powinno się odmieniać.
Pytany o język obecnej kampanii wyborczej, powiedział, że charakteryzuje się on agresją, jest "wyjątkowo ostry, chłoszczący przeciwników". Z czym innym kojarzy się język używany za czasów premiera Tadeusza Mazowieckiego i ludzi jego rządu - mówił prof. Miodek.
"Mnie by się marzyła twórcza kampania polityczna - na temat pomysłów gospodarczych, ekonomicznych, społecznych, a nie tylko taka wyśmiewająca przeciwników" - powiedział.
W opinii Miodka, niektóre "modne", używane przez polityków wyrazy i zwroty mogą na dłużej zagościć w języku polskim. Niewątpliwie, tak jak gdzieś tam pozostanie falandyzacja prawa, to ten "wykształciuch", przedstawiciel "łże-elity" też zostanie, podobnie "dyplomatołki" Władysława Bartoszewskiego" - przewiduje językoznawca.