Proces ws. upadku biura Alpina Tour
Proces w sprawie upadku krakowskiego biura turystycznego Alpina Tour będzie toczył się w Warszawie. Zdecydował o tym krakowski sąd ze względu na ekonomikę procesową, ponieważ większość pokrzywdzonych pochodzi z Warszawy i centralnej Polski - poinformował rzecznik Sądu Okręgowego w Krakowie Andrzej Almert.
29.09.2005 | aktual.: 29.09.2005 19:00
Alpina Tour upadła latem 1999 roku. Część osób, która wypoczywała głównie w Grecji i Hiszpanii, nie mogła wrócić do kraju, a część turystów, którzy zaplanowali urlopy w ciepłych krajach, w ogóle nie wyjechała.
Krakowska prokuratura, prowadząca śledztwo w tej sprawie, w lipcu tego roku oskarżyła osiem osób z Alpiny Tour o oszukanie w 1999 roku blisko 3 tys. klientów i firm na kwotę prawie 5,8 mln zł.
Zdaniem prokuratury, szefostwo Alipny Tour dopuściło się do "niekorzystnego rozporządzenia mieniem" w celu "osiągnięcia korzyści majątkowej i po wprowadzeniu w błąd co do możliwości wywiązania się z zaciągniętych zobowiązań, a także co do sytuacji finansowej kierowanej przez siebie firmy".
Jak ustalono w śledztwie, biuro już jesienią 1998 roku było w zapaści finansowej. W lutym i marcu 1999 roku przestało na bieżąco regulować należności za pobyt klientów w ośrodkach turystycznych za granicą. W pełni sezonu kierownictwo firmy, pragnąc przedłużyć współpracę z kontrahentami zagranicznymi, przesłało faksem podrobione zlecenia przelewów walutowych. W ten sposób podmioty te zostały oszukane co do możliwości wywiązania się biura z zaciągniętych zobowiązań. Zawierano także dalsze umowy z klientami.
Ostateczne załamanie działalności turystycznej nastąpiło w połowie lipca. Zagraniczni kontrahenci odmówili przyjęcia nowych turystów, domagali się zapłaty za poprzednie usługi i zaliczek na aktualne. Podobnie postąpili też krajowi partnerzy spółki, w tym przewoźnicy. W wyniku tego część osób w ogóle nie wyjechała na wczasy, a część została potraktowana przez zagraniczne ośrodki wczasowe jako swego rodzaju zakładnicy. Dopiero dzięki pomocy dyplomatycznej polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych rozwiązano tę kwestię.
Oskarżeni w śledztwie nie przyznali się do przestępstwa. Potwierdzili istnienie trudności finansowych w kierowanej przez nich firmie, ale podkreślili, iż nie mieli świadomości, że firma musi upaść. Wskazywali na negocjacje prowadzone z LOT-em, głównym wierzycielem firmy, które - ich zdaniem - stwarzały możliwość wyjścia z zapaści.
Z opinii biegłych wynika jednak, że negocjacje przy istniejącym zadłużeniu firmy były nierealne. Już w kwietniu i maju 1999 roku było oczywiste, iż firma nie wywiąże się ze zobowiązań, a nadal zaciągała zobowiązania.