Proces ws. śmierć Przemyka przedawni się?
Procesowi dotyczącemu okoliczności śmierci Grzegorza Przemyka grozi przedawnienie. Zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego sprawa Ireneusza K. - byłego zomowca, który jest oskarżony o śmiertelne pobicie maturzysty w 1983 roku, przedawni się 1 stycznia. Przed sądem toczy się już piąty proces w tej sprawie.
Obrońca byłego milicjanta mecenas Grzegorz Majewski zapowiedział, że po nowym roku złoży do sądu wniosek o umorzenie postępowania z uwagi na przedawnienie zarzutów.
Natomiast prokuratura chce, by sprawa została uznana za zbrodnię komunistyczną w myśl ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Gdyby sąd podzielił zdanie oskarżenia, oznaczałoby to, że zarzuty stawiane Ireneuszowi K. przedawnią się dopiero w 2010 roku. Prokuratura mogłaby wtedy podtrzymywać swoje zarzuty przez kolejnych 5 lat.
Wszelkie wnioski w tej sprawie zostaną rozpatrzone jednak dopiero po zamknięciu przewodu sądowego.
Scenariuszy zakończenia procesu Ireneusza K. nadal więc jest kilka: od uniewinnienia, poprzez umorzenie zarzutów aż po wyrok skazujący. O tym, czy sąd uwzględni wniosek o umorzenie, czy też uzna przestępstwo zarzucane byłemu zmowcowi za zbrodnię komunistyczną będzie wiadomo więc w dniu ogłoszenia wyroku. W tej kwestii prawnicy są zgodni - niezależnie od terminu przedawnienia się zarzutów, sąd - jeżeli rozpoczął proces przed tą datą (a w tej sprawie proces zaczął się w listopadzie) - musi kontynuować postępowanie dowodowe aż do zakończenia procesu.
To już piąty proces byłego zomowca Ireneusza K. oskarżonego o śmiertelne pobicie Grzegorza Przemyka, syna opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej. Ostatni zakończył się czwartym uniewinnieniem milicjanta. W czerwcu 2004 roku Sąd Apelacyjny uznał, że proces trzeba powtórzyć. Nakazał też sądowi pierwszej instancji przeprowadzenie kolejnej konfrontacji między milicjantami, a przyjacielem Przemyka, który był świadkiem zbrodni. Do konfrontacji ma dojść za kilka tygodni.
Do śmiertelnego pobicia Grzegorza Przemyka doszło w maju 1983 roku, po tym jak został on zatrzymany przez zomowców - w tym przez Ireneusza K. - i przewieziony na komisariat milicji na warszawskiej Starówce. Tam chłopiec miał zostać śmiertelnie pobity. W pierwszym procesie z 1984 roku PRL-owskie władze sterowały świadkami i dążyły do obciążenia winą pracowników pogotowia, którzy próbowali uratować chłopaka. Dopiero w 1999 roku Sąd Najwyższy skazał na dwa lata więzienia jednego z dwóch byłych milicjantów, o który - jak zeznawali świadkowie - kazał podwładnym "bić Przemyka tak, by nie było śladów".