Proces ws. masakry w grudniu '70
Rozpoczęła się rozprawa,
podczas której były dyrektor gdańskiej stoczni Klemens Gniech ma
zeznawać w procesie gen. Wojciecha Jaruzelskiego i innych
oskarżonych o sprawstwo kierownicze masakry robotników na Wybrzeżu
w grudniu 1970 r. Gen. Jaruzelski stawił się w sądzie.
19.12.2005 | aktual.: 19.12.2005 11:46
W lipcu w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" Gniech (dyrektor stoczni w latach 1976-1981) opowiadał, że 15 grudnia 1970 r. był w Gdańsku świadkiem narady, na której szef lokalnego sztabu kryzysowego, wiceszef MON gen. Grzegorz Korczyński, spytał wicepremiera Stanisława Kociołka, co robić, gdyby stoczniowcy wyszli na miasto.
Mówi krótko: pierwsza salwa będzie w powietrze, nad głowami. Druga, jeśli się nie zatrzymają, po ziemi, pod nogi. I trzecia salwa. Na wprost. A Kociołek na to... Dwa słowa: "Proszę wykonać" - opowiadał "Gazecie Wyborczej" Gniech. Argumentował, że wcześniej o tym nie mówił, "bo w latach 80. nie było można", a mieszkając w Niemczech, dopiero ostatnio dowiedział się o procesie.
To prokurator wniósł, by Sąd Okręgowy w Warszawie wezwał na świadka Gniecha oraz dyrektora naczelnego stoczni z 1970 r. Stanisława Zaczka, który miał wysłać Gniecha do komitetu wojewódzkiego PZPR - by jako członek komitetu strajkowego przedstawił władzom postulaty stoczniowców. Także Zaczek ma zeznawać w poniedziałek. Gen. Korczyński zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach w Algierii w 1971 r.
Sam Kociołek uważa, że wypowiedź Gniecha to "konfabulacja".
Na ławie oskarżonych zasiadają: były szef MON gen. Jaruzelski, jego zastępca gen. Tadeusz Tuczapski, Kociołek oraz czterej dowódcy jednostek wojska tłumiących protest.
12 grudnia 1970 r. władze PRL ogłosiły drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Szef PZPR Władysław Gomułka zdecydował o użyciu broni palnej. Żadna z osób obecnych na posiedzeniu władz PZPR nie zgłosiła sprzeciwu wobec tej decyzji, także gen. Jaruzelski. Gomułka podjął tę decyzję po przedstawieniu mu nieprawdziwej informacji o zabiciu przez demonstrujących dwóch milicjantów.
Według oficjalnych danych, w grudniu 1970 r. na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności. Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 r. Od 1990 r. Prokuratura Wojewódzka w Gdańsku prowadziła śledztwo. W 1995 r. skierowała do Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku akt oskarżenia przeciwko 12 osobom. Wszystkim zarzucono "sprawstwo kierownicze" masakry, zagrożone karą dożywocia. Żaden z oskarżonych nie zgadzał się z zarzutami.
82-letni Jaruzelski poczuwa się do współodpowiedzialności politycznej i moralnej, ale nie karnej. Twierdzi, że wiele działań wojska i milicji to "obrona konieczna".
Pierwszy raz sąd w Gdańsku zebrał się w marcu 1996 r., jednak proces długo nie mógł ruszyć z miejsca z powodów formalnych. W 1999 r. proces ten - wtedy już tylko wobec 10 oskarżonych - przeniesiono do Warszawy. Proces Jaruzelskiego i sześciu już tylko pozostałych oskarżonych ruszył w końcu w październiku 2001 r. w Warszawie. Od tego czasu przesłuchano kilkuset z ponad ok. tysiąca świadków.