Proces w sprawie przemytu haszyszu w metalowych stożkach
W Sądzie Okręgowym we Wrocławiu rozpoczął się
proces Romana K., oskarżonego o przemyt ponad czterech
ton haszyszu i usiłowanie przemycenia kolejnych dwóch ton tego
narkotyku. Narkotyki były przemycane z Maroka w metalowych
stożkach przez Polskę do Holandii. Oskarżony nie przyznaje się do
winy.
24.01.2006 | aktual.: 24.01.2006 15:31
Przed rozpoczęciem procesu przewodniczący składu sędziowskiego odczytał opinię biegłych lekarzy psychiatrów. Uznali oni, iż stan oskarżonego pozwala mu na udział w postępowaniu sądowym. Kilka tygodni temu oskarżony tuż przed rozpoczęciem procesu ujawnił, że był leczony psychiatrycznie i neurologicznie. Jego obrońca wnosił o odroczenie procesu i przebadanie Romana K.
Tym razem jednak doszło do odczytania aktu oskarżenia i rozpoczęcia procesu. "Oskarżam Romana K. o to, że w celu osiągnięcia korzyści majątkowej wspólnie i w porozumieniu z innymi nieustalonymi osobami przewiózł w tranzycie przez Polskę łącznie 4,3 tys. kg środka odurzającego w postaci haszyszu oraz usiłował przewieźć 2,1 tys. kg haszyszu" - odczytał akt oskarżenia prokurator.
Według prokuratury Roman K., jako właściciel firmy GSM Telefonia i GSM Compakt, zamówił w marokańskiej firmie cztery transporty aluminium w postaci metalowych stożków, w których ukryte były narkotyki. Później część tych stożków wraz z narkotykami wyeksportował do Holandii.
Roman K. nie przyznaje się do winy i - jak powiedział w sądzie - został albo wrobiony przez jakiegoś Marokańczyka, albo przez polskie służby śledcze. Dzisiaj jestem pewien, że nie było żadnych narkotyków. Nie mam pojęcia o całym procederze - mówił. Mężczyzna twierdził, że otrzymał faksem bardzo korzystną ofertę kupna aluminium od firmy marokańskiej z Casablanki, a w kraju było duże zapotrzebowanie na aluminium. Dlatego też Roman K., jak wyjaśnił, zdecydował się rozpocząć współpracę z Marokańczykami.
Wrocławski biznesmen nie potrafił jednak przytoczyć cen, ani wytłumaczyć, czy spisał umowę z marokańska firmą. Powiedział, że po nawiązaniu kontaktu z Marokańczykami bardzo szybko zgłosiła się do niego holenderska firma, która była gotowa kupować od niego aluminium. Tak więc oskarżony odbierał aluminiowe stożki z niemieckiego portu i przywoził towar do Polski. Tu przeładowywał aluminium i wysyłał towar do Holandii.
Roman K. nie potrafił wytłumaczyć sędziemu, dlaczego zaufał firmie marokańskiej i holenderskiej, o których nic nie wiedział, ani dlaczego przelewał pieniądze na konto marokańskiej firmy jeszcze przed otrzymaniem towaru. Dlaczego też sprzedawał aluminium holenderskiej firmie, choć w Polsce było duże zapotrzebowanie. Czy nie byłoby prościej i taniej od razu z Niemiec wieźć stożki do Holandii? - dopytywał sędzia.
Oskarżony nie umiał powiedzieć, jakim stopem handlował i ile był wart ów stop, chociaż - jak przekonywał - świetnie zna się na aluminium. Nie potrafię powiedzieć, jakim stopem handlowałem. Nawet z jednego pieca każda rzecz będzie miała inny skład chemiczny. Handlowałem takim aluminium, jakie miałem - przekonywał sędziego Roman K. Nie pamiętał też szczegółów dotyczących nazw transakcji, cen czy zysku, jaki osiągnął.
Przy rozpracowywaniu narkotykowej kontrabandy współpracowały policje z Polski, Niemiec, Holandii, Belgii i Maroka. Na trop międzynarodowej siatki przemytników policja wpadła pięć lat temu, gdy w Belgii zatrzymano transport ponad dwóch ton haszyszu. Belgowie powiadomili funkcjonariuszy wrocławskiego Centralnego Biura Śledczego, ponieważ kontenery, w których znaleziono narkotyki, zostały nadane we Wrocławiu.
Po 4-letnim śledztwie udało się ustalić, jak przemycano środki odurzające. Z Maroka wrocławska firma, należąca do Romana K., sprowadzała aluminiowe stożki, w których ukryty był haszysz. Następnie z Wrocławia wysyłano je do Holandii. Z Maroka do Wrocławia trafiły trzy takie transporty. Do Holandii już tylko dwa. Trzeci wpadł w 2001 r. w ręce belgijskiej policji.