Proces w sprawie Jedynki Wrocławskiej
136 zwolnionych dyscyplinarnie pracowników
Przedsiębiorstwa Budowlanego "Jedynka Wrocławska" stanęło przed Sądem Pracy we Wrocławiu, domagając się przywrócenia do
pracy. W trakcie rozprawy pracownicy zmienili jednak swoje roszczenia i obecnie żądają odszkodowań oraz zmian w świadectwach pracy.
Wysokości odszkodowań nie określili.
16.07.2004 | aktual.: 16.07.2004 17:31
Nikt z zarządu Jedynki nie stawił się w sądzie.
Z powodu zmiany roszczeń sąd odroczył rozprawę do 22 lipca, kiedy to ma zapaść orzeczenie.
Spór pracowników Jedynki z kierownictwem firmy rozpoczął się pod koniec ubiegłego roku. Po jednodniowym proteście w styczniu tego roku ponad sto osób zostało dyscyplinarnie zwolnionych. Wtedy pracownicy podjęli decyzję o kontynuowaniu protestu i okupacji siedziby przedsiębiorstwa. Pod koniec marca strajkujący zostali siłą usunięci z budynku przez ochroniarzy wynajętych przez zarząd. Do maja strajkowali przed siedzibą firmy.
Przez cały czas protestu trwały negocjacje, zakończone porozumieniem, które - według pracowników - nie zostało zrealizowane. Zwolnieni do dziś nie otrzymali odpraw. Pracodawca nie zmienił też zwolnień dyscyplinarnych na odejście za porozumieniem stron. Kilka razy były wyznaczane rozprawy sądowe, na których miało dość do podpisania ugody pomiędzy stronami.
Według związkowców, dyscyplinarnie zwolniono 176 osób, ale swoje roszczenia zgłosiło w sądzie 136 pracowników.
Pozostali mają już dosyć. Znaleźli pracę i chcą zapomnieć o 'Jedynce' - powiedział Krystian Szatkowski, pracownik firmy, który nie został zwolniony, ale od kilku miesięcy nie ma ani pracy, ani pensji. Siedzę w domu i patrzę jak wszystko w firmie, w której pracuję od prawie 30 lat, niszczeje.
Jak powiedział, na rozprawę przyszedł, aby zeznawać jako świadek i bronić niesłusznie - jego zdaniem - zwolnionych kolegów.
Jako pierwszy podczas piątkowej rozprawy zeznawał szef zakładowej "Solidarności" Zbigniew Rudnik, który sędzi Darii Gawlak- Nowakowskiej zreferował przebieg sporu między pracownikami a zarządem.
Od listopada 2003 r. byliśmy w sporze zbiorowym, ale zarząd wciąż unikał rozmów z nami. Kiedy wreszcie doszło do rozmów, dogadaliśmy szczegóły porozumienia, spisaliśmy je, to zarząd na chwilę przed złożeniem podpisów pod dokumentem, uciekł - mówił Rudnik.
Inny świadek, zastępca szefa dolnośląskiego NSZZ "S" Kazimierz Kimso wyjaśniał przed sądem przebieg kilkumiesięcznych negocjacji, w które był zaangażowany m.in. regionalny zarząd "S" i wojewoda dolnośląski Stanisław Łopatowski.
Przed salą rozpraw bezrobotny obecnie Tadeusz Zasłona, który w Jedynce przepracował 34 lata, opowiadał: Mieliśmy dostać odprawy, mieli nam zmienić świadectwa pracy. Bardzo nam zależało, żeby zwolnienie dyscyplinarne zmienić na 'za porozumieniem stron'. Porozumienie jest, ale nic z niego dla nas nie wyniknęło. Nie dość, że nie jestem najmłodszy, to jeszcze w dokumentach mam dyscyplinarne zwolnienie. Pracodawcy nie chcą nawet ze mną gadać - mówił rozgoryczony Zasłona.
Po zeznaniach świadków sąd zarządził przerwę. Po przerwie pracownicy zmienili swoje roszczenia.
Rudnik, który tłumaczył dziennikarzom powód tej decyzji powiedział, że kiedy pracownicy składali pozwy i domagali się przywrócenia do pracy, inna była sytuacja firmy. Teraz sytuacja się zmieniła. Nie ma budów. Nie ma budynków. Nie ma do czego wracać. Dlatego zmieniliśmy nasze żądania.