Proces "polskiego Fritzla" - zeznawał narzeczony córki
Siedmioro świadków przesłuchał w środę Sąd Okręgowy w Białymstoku, kontynuujący proces Krzysztofa B., oskarżonego m.in. o wielokrotne gwałty na córce, a także o znęcanie się nad rodziną. Kolejnych, prawdopodobnie ostatnich, przesłucha za miesiąc.
21.10.2009 | aktual.: 21.10.2009 15:25
Sąd przesłuchał m.in. mężczyznę, na którym dokonano rozboju. Krzysztof B. podejrzany jest o to wraz z trzema innymi mężczyznami. Chodziło o ucieczkę jego córki z domu, która schroniła się u narzeczonego. Ojciec zabrał ją stamtąd siłą, grożąc narzeczonemu.
Inni przesłuchani w środę świadkowie pytani byli o przypadki znęcania się nad rodziną. To m.in. dyrektor szkoły, do której uczęszczał młodszy brat pokrzywdzonej dziewczyny, a także szkolny psycholog. Treści zeznań sąd nie ujawnia, rozprawy są bowiem utajnione.
W drugiej połowie listopada sąd ma dokończyć przesłuchania specjalisty, który prowadził terapię dziewczyny (zrobi to w formie telekonferencji, łącząc się z sądem w Poznaniu), a także przesłucha kilku innych, ostatnich już świadków. Niewykluczone, że zamknie wówczas przewód sądowy.
Krzysztof B., mieszkaniec okolic Siemiatycz (Podlaskie), został zatrzymany we wrześniu 2008 roku, gdy jego żona wraz z 22-letnią obecnie córką, po wielu latach milczenia, zawiadomiły policję. Dziewczyna zeznała, że była wykorzystywana przez ojca i urodziła dwoje dzieci, a ojciec zmusił ją, by zostawiła je w szpitalu.
Mężczyźnie postawiono siedem zarzutów. Najpoważniejszy to wielokrotne gwałty na córce z użyciem przemocy i gróźb. Jak ustalono w śledztwie prowadzonym najpierw w Siemiatyczach, a potem w Białymstoku, pierwszy raz Krzysztof B. zgwałcił córkę, gdy miała 16 lat.
Dwójka dzieci, które dziewczyna urodziła w szpitalach we Wrocławiu i Siemiatyczach, trafiła do innych rodzin. Ze względu na dobro dzieci i tych rodzin prokuratura odstąpiła od szczegółowych badań ojcostwa, ale wie, gdzie - wskutek decyzji sądów rodzinnych - te dzieci trafiły.
W procesie odpowiadają też trzej inni mężczyźni, współoskarżeni w związku z najściem na dom narzeczonego córki Krzysztofa B.
W śledztwie Krzysztof B. przyznał się do współżycia z córką, ale twierdził, że działo się to za jej namową; nie zmuszał jej, nie wykorzystywał, nie groził. Twierdził także, że dzieci urodzone przez dziewczynę nie są jego.
Grozi mu do 15 lat więzienia (najwyższa jest kara za napad). W śledztwie był badany psychiatrycznie i psychologicznie. Żadnych zaburzeń na tle seksualnym lekarze nie stwierdzili.