Proces Michnik kontra Jarucka - wyrok 11 sierpnia
11 sierpnia ma zapaść wyrok w procesie, który
red. naczelny "Gazety Wyborczej" Adam Michnik wytoczył b.
asystentce Włodzimierza Cimoszewicza Annie Jaruckiej. Chodzi o jej
stwierdzenie, jakoby był on członkiem "grupy trzymającej władzę".
Jarucka wyraziła się w ten sposób o Michniku w 2005 r. podczas zeznań przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen.
Proces rozpoczął się w środę przed warszawskim sądem okręgowym. Ani Michnik, ani Jarucka nie przyszli do sądu. Reprezentujący redaktora naczelnego "GW" mecenas Piotr Rogowski nazwał wypowiedzi Jaruckiej "bezprawnymi i obraźliwymi". Stawiała te zarzuty, doskonale wiedząc, że będą one cytowane w mediach - podkreślił. Dodał, że treść tych zarzutów była wcześniej przygotowana, co dowodzi "złej woli i premedytacji pani Jaruckiej".
Prawnik powołał się również na opozycyjny życiorys naczelnego "Wyborczej", argumentując, że wobec niego słowa o uczestnictwie "w grupie trzymającej władzę" są szczególnie obraźliwe.
Michnik domaga się od Jaruckiej przeprosin w "Gazecie Wyborczej" i "Rzeczpospolitej" oraz wpłaty tysiąca złotych zadośćuczynienia na Zakład dla Niewidomych w Laskach.
Pełnomocniczka Jaruckiej mec. Iwona Gębska argumentowała, że sporne kwestie jej klientka wyraziła w ramach "swobody wypowiedzi świadka", a jej słów nie kwestionowali posłowie komisji. Dodała też, że tekst stenogramu na który powołuje się Michnik, nie był przez Jarucką autoryzowany.
Mec. Rogowski replikował, że stenogram komisji "to nie wywiad prasowy, by marszałek Sejmu wysyłał go do świadka z prośbą o łaskawą autoryzację".
Na pytanie sądu czy strony skłonne są pójść na ugodę, mec. Rogowski odpowiedział: Chodzi o słowo przepraszam. Jeśli to słowo padnie, pozew zostanie wycofany. Zaznaczył, że chodzi mu o przeprosiny opublikowane w przynajmniej jednym tytule prasowym. Mec. Gębska powiedziała, iż "nie widzi możliwości zawarcia ugody na takich warunkach".
Pełnomocniczka Jaruckiej zaznaczyła, że przeprosiny, których domaga się Michnik "mają koszty ukryte". Ogłoszenie w prasie to koszt kilkunastu tysięcy złotych. Pani Jaruckiej po prostu na to nie stać- powiedziała.
O Jaruckiej zrobiło się głośno w 2005 r., gdy w lipcu, składając zeznania przed komisją śledczą, Cimoszewicz powiedział, że pomylił się wypełniając oświadczenie majątkowe za 2001 rok, nie ujmując w nim wartości posiadanych akcji. Od Jaruckiej komisja otrzymała wtedy oświadczenie, w którym określała ona słowa Cimoszewicza jako "nieprawdziwe" i informowała, że to ona, na jego prośbę, usunęła z oświadczenia majątkowego informacje na temat akcji PKN Orlen. Z tego powodu Jarucka została przesłuchana przez komisję.
We wrześniu 2005 r. Cimoszewicz zrezygnował z kandydowania na prezydenta. Zmasowana akcja czarnej propagandy skierowana przeciwko mnie przyniosła zamierzony skutek- oświadczył. Zrezygnował "w proteście przeciw deprawowaniu obyczaju politycznego w Polsce przez część polityków i część dziennikarzy".
Obecnie Jarucka ma kłopoty z prawem - w styczniu warszawska prokuratura okręgowa oskarżyła ją o posłużenie się sfałszowanym dokumentem i składanie fałszywych zeznań przed sejmową komisją śledczą. Grozi jej do 5 lat więzienia.
Motywem działania b. asystentki Cimoszewicza - według ustaleń prokuratury - była chęć zemsty. Kobieta wielokrotnie zwracała się bowiem do b. szefa MSZ, a później marszałka Sejmu, o "załatwienie" dla niej i dla jej męża miejsca w placówce dyplomatycznej we Włoszech. Cimoszewicz jednak odmówił. Proces w tej sprawie jeszcze się nie rozpoczął.