Proces mężczyzn oskarżonych o pomoc Katarzynie W. w ukrywaniu się
Przed Sądem Rejonowym w Białymstoku rozpoczął się proces dwóch mężczyzn oskarżonych o pomoc w ukrywaniu się Katarzynie W., wówczas podejrzanej, obecnie nieprawomocnie skazanej za zabójstwo w Sosnowcu półrocznej córki Magdy.
04.12.2013 | aktual.: 04.12.2013 12:59
Prokuratura Rejonowa Białystok zarzuciła mężczyznom poplecznictwo, polegające na pomocy Katarzynie W. w ukrywaniu się przed prokuraturą i policją oraz utrudnianie prowadzonego w jej sprawie śledztwa, w celu uniknięcia przez nią odpowiedzialności karnej.
Zarzuty dotyczą m.in. wyszukania i wynajęcia domu we wsi Turośń Dolna (Podlaskie) oraz dostarczania Katarzynie W. pieniędzy i żywności.
Oskarżeni - zarówno w śledztwie, jak i w środę przed sądem - nie przyznali się do zarzutów. Odmówili też składania wyjaśnień.
Jeden z oskarżonych jedynie odpowiadał na pytania i chciał dobrowolnie poddać się karze więzienia w zawieszeniu, ale sąd wniosek oddalił. Mężczyzna przyznał w śledztwie, że kontaktował się z Katarzyną W. (twierdzi, że np. pomagał jej w zorganizowaniu sesji zdjęciowej), ale zapewniał, że nie pomagał jej w ukrywaniu się przed prokuraturą i policją.
Przed sądem mówił, że nie zlecał drugiemu z oskarżonych wynajęcia mieszkania na wsi. Zapewniał, że początkowo nie wiedział kim jest dziewczyna, a kiedy już znał jej tożsamość - nie wiedział, że ukrywa się i nie stawia na policji w ramach dozoru.
Sąd przesłuchał w środę pierwszą grupę świadków: mieszkających albo pracujących w Turośni Dolnej. Chodziło o to, czy widywali tam oskarżonych i Katarzynę W.
Okazało się, że prawie nikt jej nie widział, np. zakupy w miejscowym sklepie robił chłopak - młodszy z dwójki oskarżonych, który opowiadał, że przyjechał z żoną, ale ta opuszczała wynajęty dom jedynie po zmroku - mieli chodzić wówczas na spacery.
Jedna z sąsiadek właścicielki domu mówiła, że żartowała nawet, iż "może to ta Kaśka", bo słyszała w telewizji, że "gdzieś zginęła", ale dodała: "nie brałam nawet tego pod uwagę, że ona może mieszkać po sąsiedzku".
Właścicielka domu, który został wynajęty, mówiła, że nie poznała jej, ale zaznaczyła, że źle widzi i słyszy. O wynajmie rozmawiał z nią wtedy młody chłopak i zapłacił za ponad trzy miesiące z góry. Chłopak mówił, że są młodym małżeństwem, żonę przedstawił jako Majkę. Tłumaczył, że chcą studiować i pracować w Białymstoku. Właścicielka domu zeznała, że mało ogląda telewizję i - choć słyszała o sprawie Katarzyny W. z Sosnowca - myślała "że ona dawno siedzi w więzieniu".
Chwaliła chłopaka, który wynajął dom, że był "miły i grzeczny". Gdy Katarzyna W. została zatrzymana, chłopak wypowiedział umowę najmu. W czasie spotkania z właścicielką domu, jej córką i mężem córki, miał powiedzieć, że była to "ślepa miłość" i że "nie wiedział, z kim ma do czynienia".
Starszy z oskarżonych także czasowo mieszkał w Turośni Dolnej. Z zeznań świadka wynika, że przedstawił się jako ojciec Katarzyny W.
W listopadzie 2012 roku Katarzyna W. została zatrzymana w wynajmowanym domu w miejscowości Turośń Dolna, ok. 20 km od Białegostoku, gdzie się ukrywała. Była wówczas poszukiwana listem gończym, bo od kilku tygodni nie wypełniała warunków nałożonego na nią dozoru policyjnego i nie meldowała się w komisariacie. Nie zgłaszała się na wezwania prokuratury. Po zatrzymaniu kobieta trafiła do aresztu.
Z końcem ub. roku Katarzyna W. została oskarżona o zabójstwo córki, zawiadomienie organów ścigania o niepopełnionym przestępstwie oraz tworzenie fałszywych dowodów, by skierować postępowanie przeciwko innej osobie. We wrześniu tego roku została skazana przez sąd pierwszej instancji na 25 lat więzienia.
Białostocki proces został odroczony do stycznia. Sąd chce przesłuchać jeszcze kilku świadków. Będzie też przesłuchiwana Katarzyna W. Prawdopodobnie odbędzie się to w drodze telekonferencji z którymś z aresztów czy zakładów karnych, gdzie obecnie przebywa.