Proces "łowców skór" - przesłuchania kolejnych świadków
Kolejnych kilkunastu z około 130 nowych świadków
- członków rodzin zmarłych pacjentów - zeznawało przed
łódzkim sądem okręgowym podczas następnej rozprawy w procesie tzw.
łowców skór.
W procesie "łowców skór" na ławie oskarżonych zasiada dwóch b. sanitariuszy i dwóch b. lekarzy łódzkiego pogotowia ratunkowego. Na jednej z ostatnich rozpraw sędzia poinformował, że do sądu trafiło orzeczenie sądu zawodowego przy Okręgowej Izbie Lekarskiej w Łodzi w sprawie oskarżonego lekarza Janusza K.
Sędzia nie ujawnił treści tego orzeczenia; jednak według nieoficjalnych informacji uzyskanych ze źródeł zbliżonych do sprawy, sąd korporacyjny orzekł wobec lekarza zakaz wykonywania zawodu. Orzeczenie to jest nieprawomocne. Podczas rozprawy Janusz K. mówił, że odwołał się już od niego do Naczelnego Sądu Lekarskiego.
Rzeczniczka Okręgowej Izby Lekarskiej Adriana Sikora powiedziała, że wyrok w tej sprawie zapadł w maju. Nie chciała ujawnić jego treści podkreślając, że postępowania dyscyplinarne przed sądem lekarskim objęte są tajemnicą zawodową.
Zdaniem oskarżyciela w procesie "łowców skór" prok. Roberta Tarsalewskiego, wyrok sądu korporacyjnego będzie miał istotne znaczenie w tym procesie. Niewątpliwie zdanie sądu zawodowego będzie miało wpływ, będzie to istotna okoliczność i sąd na pewno weźmie to pod uwagę - powiedział Tarsalewski.
Innego zdania jest obrońca oskarżonego lekarza. Mecenas Piotr Kuć uważa, że jeżeli orzeczenie sądu lekarskiego jest nieprawomocne, to nie będzie miało znaczenia w sprawie karnej.
50-letni lekarz-ginekolog Janusz K. jest oskarżony o narażenie dziesięciu pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne doprowadzenie ich do śmierci. Zarzuca mu się także przyjęcie ponad 70 tys. zł od zakładów pogrzebowych w zamian za informacje o zgonach pacjentów. Od początku lekarz nie przyznaje się do winy.
Składając wyjaśnienia przed sądem przyznał jednak, że nie powinien pracować w pogotowiu w zakresie ratownictwa medycznego, bo się na tym nie znał. Nie miałem odpowiedniej wiedzy i doświadczenia do pracy w pogotowiu ratunkowym. Nie powinienem się tym zajmować. Nie znałem się na udzielaniu pomocy pacjentom w warunkach pogotowia ratunkowego- mówił ponad rok temu na jednej z rozpraw.
Lekarz przyznał wtedy, że miał problemy z przypadkami kardiologicznymi, udarami i utratami przytomności u pacjentów. Utrzymywał, że myślał o odejściu z pogotowia, ale nie zrobił tego, bo było to jego jedyne źródło utrzymania.
Proces "łowców skór" toczy się od niemal półtora roku. Przesłuchano dotąd ponad 150 świadków, m.in. pracowników pogotowia i właścicieli firm pogrzebowych. Według zapowiedzi sądu, proces ma się zakończyć jeszcze w tym roku.
B. sanitariusze Andrzej N. i Karol B. oskarżeni są o zabójstwa w latach 2000-2001, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, pięciu pacjentów, którym mieli podać preparat zwiotczający mięśnie - pavulon. Przed sądem oskarżeni nie przyznali się do popełnienia zbrodni (N. przyznał się do nich w trakcie śledztwa). Obaj przyznali się za to do przyjmowania pieniędzy od firm pogrzebowych za informacje o zgonach pacjentów oraz do fałszowania recept.
Do winy nie przyznają się również dwaj lekarze: Janusz K. i Paweł W., których prokuratura oskarżyła o narażenie 14 pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne doprowadzenie do ich śmierci oraz branie łapówek od zakładów pogrzebowych. Byłym sanitariuszom grozi dożywocie; lekarzom, którzy odpowiadają z wolnej stopy - do 10 lat więzienia.