"Proces Kuby służył potwierdzeniu wersji policji"
Jakub Tomczak (fot. Goniec.com)
Trzy dni przed spodziewanym wydaniem wyroku w sprawie 24-letniego Polaka, który oskarżony jest o dokonanie gwałtu i poważnych obrażeń ciała u 48-letniej Brytyjki, z jego matką rozmawiała Iwona Kadłuczka, z polonijnego portalu Goniec.com.
28.01.2008 | aktual.: 28.01.2008 10:43
Czy jesteście Państwo zadowoleni z przebiegu procesu?
Lidia Tomczak: Odczuwamy ogromny niedosyt. Jego przyczyna jest prosta. Wydawało się nam, że celem procesu jest dojście do prawdy i określenie faktów - w tym przypadku stwierdzenie czy Kuba jest winny, czy nie. Natomiast proces w ogóle nie służył wyjaśnieniu sprawy, a tylko i wyłącznie potwierdzeniu wersji policji. Jest tyle rzeczy, które według nas, można by było jeszcze poruszyć. Były materiały, o których na początku postanowiono, że nie są dowodem, ale prokurator cały czas podkreślał, że dla niego to jednak jest dowód.
Ma Pani na myśli nagrania z miejskiego monitoringu?
Tak. Mieliśmy to szczęście, czy nieszczęście, widzieć te nagrania. Jeżeli cień, z którego trudno zorientować się, czy to jest kobieta czy mężczyzna jest opisywany szczegółowo jako obraz Kuby, jeżeli czasy są zmieniane tylko, dlatego, żeby pasowały… Nie wiem, dlaczego coś takiego może być w kółko wałkowane w sali rozpraw. Jeśli prokurator cały czas, nawet w mowie końcowej, powołuje się na nagrania twierdząc, że to jest bardzo dobry dowód, że Kuba tam był, a sędzia w takich momentach nic nie robi - to od czego on tam jest?
Jak oceniłaby Pani działania obrońcy? Jak sobie poradził?
Wiemy bardzo mało. Nie znamy szczegółów. Pomimo, że staraliśmy się cały czas wiedzieć jak najwięcej i utrzymywać ścisły kontakt z obrońcami. Oni nie dzielą się ani informacjami, które mają na temat dowodów, ani ich braku, ani na temat linii obrony, którą zamierzają przyjąć. Ale to jest chyba specyfika pracy brytyjskich obrońców. Także trudno mi oceniać. Wydaje mi się, że można było więcej rzeczy poruszyć. Nie jestem jednak specjalistą i nie potrafię ocenić, czy rzeczywiście tak ma być, czy nie.
Mowa końcowa była dla Państwa satysfakcjonująca?
Usłyszałam takie zdanie, że mowa nie może trwać dłużej niż pięćdziesiąt minut. To jest taka maksymalna granica, dlatego że po tym czasie kończy się percepcja ławy przysięgłych. To jest właściwie takie przedstawienie dla nich. Bardzo wiele rzeczy nie zostało poruszonych. Czy to dobrze czy źle? Nie wiem. Nie potrafię się do tego ustosunkować. To jest tak różne od tego, co się dzieje w sądzie w Polsce, że po prostu nie wiem. Mam pewien niedosyt.
Czy widziała Pani ławę przysięgłych w czasie procesu? Jakie były ich reakcje?
Obserwowałam ławę tylko w czasie mów końcowych prokuratora i obrońcy. Obrońcy udało się zmusić ławników do zainteresowania się tym, co mówił. Nie wiem jak to zrobił. Mówił tak sugestywnie, że reagowali. Widziałam pewne ożywienie. Wzbudził poruszenie. Kazał im patrzeć na Kubę – patrzyli, kazał na siebie – patrzyli. A tak naprawdę chwilę wcześniej patrzyli tylko przed siebie.
Ławie przysięgłych powtórnie przedstawiono nagrania z CCTV. Czy myśli Pani, że to o czymś świadczy?
Być może się zastanawiają. Może nie wszystko jest dla nich takie jasne i oczywiste, jakby chciała prokuratura. Obrona prosiła, aby pokazać ławie po raz kolejny pewien fragment z CCTV. Fragment, którym byliśmy zdziwieni. Coś się w rogu poruszyło i to wszystko. Obrońca porównał wtedy tę sytuację do fragmentu „Hamleta”, gdzie chodziło o chmurę, którą jeden interpretował jako wielbłąda a drugi jako wieloryba. Obrońca powiedział: „Widzicie tutaj coś, co się rusza i widzicie to, co chcecie. Jak chcecie zobaczyć człowieka w koszuli w kratkę, to go zobaczycie. Jak chcecie zobaczyć w marynarce, to też go zobaczycie.” Tam na prawdę nic nie było widać. „Musicie to przemyśleć i zastanowić się na tym” – dodał. Taka była jakość tych filmów, że tylko w ten sposób można się było do nich odnieść (…) Skąd więc pełna wiedza, w co był ubrany sprawca, a potem nagle zmiana po aresztowaniu Kuby? Okazało się, że już ich nie interesował tamten ubiór. Ważne było tylko to, że mają kogoś znanego im z imienia i nazwiska.
Czy podczas zeznania menadżera został potwierdzony czas, w którym Kuba przebywał w hotelu?
Okresu do momentu decyzji o powrocie do domu nikt nie kwestionuje. Tam się wszystko zgadza. Nie zgadza im się ostatni fragment. Kuba mieszkał niecałą godzinę drogi od hotelu. Jak się idzie w miarę szybkim, marszowym krokiem, to do domu Kuby jest ok. 40 minut. Zdarzenie miało miejsce jeszcze dalej. Kolejne 10–15 minut.
Jest Pani w stanie powiedzieć ile minęło czasu od momentu, kiedy Kuba wyszedł z hotelu a dotarł do domu?
Z prostej przyczyny nikt nie wie dokładnie, o której on wrócił do domu. Nikt przecież nie rejestruje czasu jak wchodzi do domu. Wiemy, że to nie było długo, bo koleżanki nie zdążyły jeszcze usnąć. Dopiero zaczęły się kłaść spać. Nikt nie może powiedzieć, co do sekundy, o której on wszedł. Takie rzeczy się robi, jak ktoś sobie rzeczywiście buduje alibi, albo wie, że coś się stało złego, to wtedy ściśle pilnuje pewnych rzeczy.
Czy macie Państwo jakiś kontakt z Kubą? Jak on sobie radzi?
W sobotę będziemy u niego na wizycie. On sam doskonale zdaje sobie sprawę z tego, w jaki sposób zmieniło to życie nas wszystkich. Stara się nam nie okazywać, jak go to bardzo boli. Stara się funkcjonować. On był zawsze takim radosnym i pogodnym człowiekiem, więc stara się doszukiwać w tym śmiesznym drobiazgów. Natomiast widać po nim, że to zdecydowanie zaczęło przerastać jego pojmowanie świata. Nie wiem jak to inaczej nazwać.
Kuba myśli, że w poniedziałek wyjdzie na wolność?
Bardzo byśmy tego chcieli, ale patrząc na tą negatywna otoczkę, na opinię, którą kreuje tutaj (w Exeter) cały czas miejscowa gazeta… Niestety mają do niej dostęp członkowie ławy. Można mieć obawy, czy to się dobrze skończy. Jednak cały czas liczymy na to, że będziemy go mogli zabrać do domu…
Dziękuję za rozmowę.
Źródło: Iwona Kadłuczka – Goniec.com