Proces b. studenta oskarżonego o zabicie pracownika uczelni
26-letni b. student Politechniki Gdańskiej
Kamil P., oskarżony o zabicie siekierą pracownika naukowego
uczelni i usiłowanie zamordowania wykładowcy, wyjaśnił
podczas kolejnej rozprawy przed Sądem Okręgowym w Gdańsku, że w
chwili zabójstwa nie był w żaden sposób świadomy tego, co robi.
Do tragedii doszło 19 czerwca 2002 r. po południu w budynku Wydziału Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki. Kamil P., wówczas student II roku informatyki, został wezwany do gabinetu przez egzaminatora Czesława S. Podejrzewał on, że student ściągał podczas wcześniejszego kolokwium zaliczeniowego.
W pokoju oskarżony wyjął siekierę z plecaka i zaatakował 50- letniego doktora Czesława S. Uderzył go w szyję i głowę. W jego obronie stanął 53-letni pracownik inżynieryjno-techniczny Krzysztof K. Otrzymał silny cios w głowę i w stanie krytycznym trafił do szpitala. Zmarł wkrótce na sali operacyjnej.
Dlaczego pan zabił mojego syna, przecież on panu nic złego nie zrobił? - rozpaczliwie zapytała w środę oskarżonego przed sądem matka zabitego pracownika PG Jadwiga K.
Kierowca jedzie samochodem i dostaje zawału serca lub traci przytomność i powoduje wypadek, w którym ginie wielu ludzi. Są sytuacje w życiu od nas niezależne - odpowiedział Kamil P., który został doprowadzony do sądu z aresztu w czerwonym uniformie oznaczającym szczególnie niebezpiecznego przestępcę.
Podczas środowej rozprawy przed gdańskim sądem został przesłuchany jako świadek m.in. student PG Łukasz W., który brał udział w obezwładnianiu Kamila P.
Kiedy już w kajdankach policjanci prowadzili oskarżonego, powiedział on głośno do stojących na korytarzu studentów: "Patrzcie i bierzcie przykład" - zeznał Łukasz W.
Proces Kamila P. toczy się po raz drugi po tym, jak we wrześniu 2004 r. sędzia Waldemar Kuc, będący przewodniczącym poprzedniego składu orzekającego, za prowadzenie po pijanemu samochodu został zawieszony w czynnościach służbowych.