Proces b. burmistrza Pragi-Północ za fikcyjne umowy
Około 170 tys. zł miał stracić, zdaniem
prokuratury, stołeczny Urząd Miasta z powodu fikcyjnych umów-
zleceń, jakie dla swoich podwładnych miał wystawiać były burmistrz
warszawskiej dzielnicy Praga-Północ, Robert S. Jego proces rozpoczął się przed warszawskim sądem rejonowym.
Według aktu oskarżenia, od marca 2003 roku do września 2005 roku, Robert S. miał podpisać z dwoma podwładnymi urzędnikami fikcyjne umowy związane z tworzeniem w dzielnicowym urzędzie wydziału obsługi mieszkańców, a także dotyczących wdrażania systemu ISO. Robert S. nie przyznaje się do winy. Grozi mu do ośmiu lat więzienia.
Sąd wysłuchał wyjaśnień byłego burmistrza. Według Roberta S., wszystkie działania związane z powołaniem wydziału obsługi mieszkańców zostały przeprowadzone w sposób zgodny z prawem i wzorowy.
Na Pradze-Północ działa najlepszy dzielnicowy wydział obsługujący mieszkańców w całej stolicy, który w czerwcu 2005 roku został wyróżniony przez władze miasta - dowodził oskarżony.
Jak dodał, umowy-zlecenia nie były fikcyjne, a osoby, z którymi je podpisano dysponowały odpowiednimi kwalifikacjami, zostawały w pracy po godzinach, pracowały także w weekendy. Ponadto, jak mówił, jedna z tych osób nie była jeszcze wówczas pracownikiem urzędu dzielnicy. W budżecie były przewidziane środki na umowy- zlecenia, ja zresztą wykorzystałem tylko część spośród nich - zaznaczył.
Zdaniem Roberta S., jego problemy związane są z faktem, że w 2005 roku zaczął krytykować ówczesne władze miasta. Potem doszły mnie informacje od kolegów, że niepotrzebnie się podłożyłem - mówił. Dodał, że zarzutów wobec niego nie wysunęli także opozycyjni radni, którzy badali zawarte umowy.
Obrońca oskarżonego, mec. Grzegorz Niewiadomski, powiedział, że akt oskarżenia ma "faktyczne braki". Jeśli się mówi o pozornych umowach, dlaczego nie postawiono zrzutów pozostałym stronom tych umów? - pytał przed sadem.
Sąd Rejonowy dla Warszawy Pragi-Północ będzie kontynuował proces w listopadzie.
Robert S. burmistrzem Pragi-Północ był od grudnia 2002 roku. Stanowisko stracił w maju 2006 roku. Po doniesieniach mediów o nadużyciach w urzędzie dzielnicy stołeczny PiS wycofał dla niego poparcie. Stołeczna "Gazeta Wyborcza" informowała m.in., że ekipa lokalnych polityków PiS wykorzystuje urzędy do załatwiania sobie mieszkań, posad i wysokich pensji. Jedną z bohaterek artykułu była żona Roberta S. Według "Gazety", dostała ona w 1999 r. komunalne lokum na Pradze.