Prezydent: przykro mi, że Niemcy nie pomogą ws. "kartofla"
To przykra informacja - tak prezydent Lech
Kaczyński skomentował informację, że władze niemieckie nie udzielą
Polsce pomocy prawnej w śledztwie przeciw dziennikarzom gazety
"Tageszeitung" (Taz), w której rok temu ukazał się satyryczny
artykuł znieważający - według strony polskiej - prezydenta
Kaczyńskiego.
Natomiast myślę, że tutaj następuje po obu stronach pewna niepotrzebna eskalacja - chociaż nic się nie da porównać z zeszłorocznym artykułem w "Tageszeitung" - powiedział prezydent dziennikarzom.
"Bitwa na okładki nie ma sensu"
Według niego, "bitwa na okładki nie ma w tej chwili żadnego sensu". Szczególnie, że przebieg ostatniego szczytu (UE w Brukseli) nie pogorszył naszych stosunków z Niemcami. To jest mit - całkowity - dodał L. Kaczyński.
W ubiegłym tygodniu Prokuratura Okręgowa w Warszawie odmówiła podania, czy strona niemiecka przesłuchała już trzech świadków z "Tageszeitung" - o takim zamiarze informowano w 2006 r.
Odmowną odpowiedź wysłaliśmy 4 stycznia - powiedziała w piątek rzeczniczka Ministerstwa Sprawiedliwości kraju związkowego Berlin, potwierdzając informację podaną przez "Taz".
Podkreśliła, że berlińskie władze podjęły decyzję po konsultacji z niemieckim rządem. "Wolność prasy jest dobrem wysokiej rangi i działania przeciwko niej nie są ze względu na konstytucję możliwe" - brzmi uzasadnienie odmowy.
Warszawska prokuratura wszczęła śledztwo na podstawie artykułu Kodeksu Karnego, przewidującego do trzech lat więzienia za publiczne znieważenie prezydenta RP. W październiku 2006 r. prokuratura informowała, że zwróciła się do strony niemieckiej o przesłuchanie trzech dziennikarzy "Tageszeitung".
Liczymy, że nasz wniosek będzie zrealizowany jeszcze w tym roku - mówił wtedy ówczesny rzecznik prokuratury Maciej Kujawski. Dodał, że po nadejściu protokołów zeznań prokuratura podejmie "dalsze działania".
Powodem śledztwa był artykuł pt. "Młody polski kartofel. Dranie, które chcą rządzić światem", który w czerwcu 2006 r. opublikowała lewicowa niemiecka gazeta "Tageszeitung". Autor tekstu Peter Koehler porównał w nim polskiego prezydenta do kartofla; szydził też z jego matki.
W 2006 r. prokuratura nie wykluczała przekazania całego śledztwa do Niemiec. Ówczesny prokurator krajowy Janusz Kaczmarek mówił, że jest to możliwe, gdyż znieważanie głowy państwa jest ścigane także w Niemczech. Za taki czyn grozi tam do pięciu lat więzienia, ale prezydent musi oświadczyć, że czuje się obrażony.
Artykuł wywołał oburzenie prezydenta i polityków PiS. Według "Gazety Wyborczej" to właśnie tekst Koehlera przyczynił się do odwołania przez L. Kaczyńskiego planowanego spotkania z kanclerz Niemiec i prezydentem Francji w ramach Trójkąta Weimarskiego.
Prezydent zapewniał, że odwołanie jego udziału w tamtym spotkaniu było spowodowane "dość dotkliwą niedyspozycją".
"Artykuł haniebny i łajdacki"
L. Kaczyński powiedział, że ta publikacja "przekracza wszystkie możliwe granice i narusza wszelkie normy", a artykuł jest "haniebny, łajdacki". Ówczesny premier Kazimierz Marcinkiewicz nazwał artykuł "obrzydliwym", zaś szefowa MSZ Anna Fotyga przyrównała "Tageszeitung" do nazistowskiego pisma "Stuermer". Przemysław Gosiewski wzywał, by polskie władze wydały wobec niemieckiego satyryka europejski nakaz aresztowania. Złożył zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa przez niemieckich dziennikarzy.
Jak podaje "Taz", warszawska prokuratura usiłowała sama przesłuchać Koehlera, wysyłając do niego wezwanie. Dziennikarz nie pojawił się jednak w wyznaczonym terminie, nie chcą ryzykować zatrzymania.
Jacek Lepiarz