Prezydent: nie lubię samochodu ani krawata
Ryszard Grobelny wywołuje w Poznaniu skrajne emocje. Niektórzy chwalą go za dokonane inwestycje np. budowę Starego Browaru, promowanie miasta przez sport i organizowanie wielu imprez w mieście. Inni mówią, że odgradza się od mieszkańców murem, patrzy na ludzi zza szyby swojej limuzyny, popadł w rutynę. Jak jednak pokazują sondaże, daleko w tyle pozostawia swoich rywali w wyścigu do fotela prezydenta Poznania. Jeśli wygra, będzie to jego czwarta kadencja. Co nowego zaproponuje mieszkańcom stolicy Wielkopolski? W rozmowie z Wirtualną Polską chwali się osiągnięciami i mówi, że inne europejskie miasta zazdroszczą Poznaniowi.
18.11.2010 | aktual.: 03.01.2011 16:55
Agnieszka Niesłuchowska:Od 12 lat rządzi pan Poznaniem i szykuje się kolejna kadencja. W sondażach przedwyborczych zostawia pan daleko w tyle kontrkandydatów. Myśli pan czasem jak Donald Tusk, że nie ma nawet z kim przegrać?
Ryszard Grobelny: Jestem sportowcem, a sportowcy, choć muszą wierzyć w zwycięstwo, nie mogą lekceważyć przeciwnika. To byłoby nierozsądne.
Skąd bierze się tak duże poparcie dla pana? Jest pan tak dobry czy po prostu ludzie boją się zmian, nie chcą daleko szukać?
- Poznań jest miastem bardzo dobrze zarządzanym. Przez ostatnie lata wiele pozytywnych rzeczy się wydarzyło i wierzę, że poparcie dla mnie wynika właśnie z tego. Głębszą analizę pozostawiam socjologom.
WP: Do niedawna mówiło się, że prawdopodobnie to pan będzie startował w wyborach w barwach PO, ale Donald Tusk odciął się od pana mówiąc, że „nikt, kto ma zarzuty prokuratorskie nie będzie się mógł posługiwać w kampanii szyldem PO”. W ostatniej chwili wybrano innego kandydata – Grzegorza Ganowicza. Ma pan żal do PO?
- W polityce nie ma miejsca na żal. Patrzę na to wszystko z przymrużeniem oka, bo nie oglądam się za siebie, wolę myśleć o przyszłości.
WP: * „Polska Głos Wielkopolski” pisała, że jeszcze przed deklaracją Donalda Tuska w pana sprawie, do poznaniaków dzwonili ankieterzy, którzy pytali ludzi o to, na kogo zagłosują. Wśród nazwisk, spośród których mieli wybierać ankietowani, był Grzegorz Ganowicz, który nie był jeszcze oficjalnym kandydatem. Nie zdziwiło to pana?*
- Jeśli ankieterzy rzeczywiście wykonywali takie telefony na zlecenie PO, to jest to wstyd dla całej partii.
WP: W ubiegłym tygodniu pozwał pan dwóch swoich kontrkandydatów – w tym właśnie Grzegorza Ganowicza - za naruszenie pana dobrego imienia. Chciał się pan zemścić na PO?
- Nie traktuję tego w kategorii zemsty ale walki o prawdę, z którą pozwani przeze mnie panowie się rozminęli. Każdy polityk, szczególnie w kampanii, powinien opierać się na faktach i uczciwie prowadzić kampanię.
WP: Grzegorz Ganowicz mówił, że brak panu „aktywności w lobowaniu administracyjnym” – Tomasz Lewandowski, kandydat SLD, zarzucał panu że „przedkłada interes zaprzyjaźnionych deweloperów nad interes publiczny”. Jak pan się odniesie do tych zarzutów?
- Nie padły żadne konkrety, więc nie mam jak się bronić. To czyste pomówienia, które powinno się wyeliminować z obiegu wyborczego.
WP: Zna pan Grzegorza Ganowicza, przewodniczącego rady miasta od lat, ściśle współpracowaliście ze sobą. Jak w tej sytuacji będą dalej wyglądały wasze relacje?
- Nie widzę powodów, by je zrywać. Dziwi mnie jednak jego zachowanie. Jeśli z jakichś powodów, być może nie do końca świadomie, powiedział nieprawdę, powinien to od razu sprostować i przeprosić mnie.
WP: Tak się jednak nie stało. Co więcej, powiedział w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, że kiedyś żalił się pan, że nie mógł przeprowadzić wielu projektów, bo nie znalazł pan wspólnego języka z radnymi PO, którzy stanowią większość w radzie miasta. Według niego to czytelny sygnał dla wyborców, że powinni poszukać innego rozwiązania i wybrać kandydata PO, bo według sondaży Platforma znów będzie mieć większość w radzie. Co pan na to?
- Mam nadzieję, że nie chciał przez to powiedzieć, że jeśli on będzie rządzić, to PO będzie działać dla dobra mieszkańców, a jeśli wygra kto inny – będzie działał przeciw ludziom. Uważam, że radni w każdej sytuacji, bez względu na to z jakiej są opcji, powinni kierować się dobrem mieszkańców. Obawiam się jednego, że jeśli wygra Platforma, decyzje będą zapadać poza radą.
WP: Mówił pan kiedyś, że nie zwykł żałować. Nie sposób jednak odciąć się od tego, czego przez ostatnią kadencję zrobić się nie udało. Których decyzji żałuje pan najbardziej, co można było w Poznaniu zrobić lepiej?
- W tej kadencji było wiele pozytywnych zmian. Gdyby nie zmiana systemu finansowania samorządów i pozbawienia ich znacznych dochodów, mógłbym powiedzieć, że większość planów zostałoby zrealizowanych. Żałuję, że nie udało się rozpocząć budowy III ramy komunikacyjnej – planowanej drogi szybkiego ruchu mającej ułatwić komunikację między poszczególnymi dzielnicami. Gdyby parlament nie znowelizował ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, pewnie byśmy tę inwestycję zapoczątkowali. Niestety, pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć.
WP: Poznaniowi nie udało się również przejść do drugiego etapu walki o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Przyzna pan, że to porażka.
- Przyznaję, mieliśmy pewien przestój w tym zakresie i jest to przegraną, ale trudno mi powiedzieć, czy gdybym cofnął czas, mógłbym zrobić coś więcej. Wykonano dużo interesującej pracy i byliśmy przekonani, że nasz wniosek jest dobry. Oceniono to inaczej.
WP: A co z niedoróbkami na stadionie Lecha, który jest pana oczkiem w głowie? Kandydat PO wytyka, że obiekt został zrobiony nie po poznańsku. Jednym z przykładów niechlujstwa jest jego zdaniem to, że niepełnosprawni nie mogą wjechać na stadion na wózkach inwalidzkich.
- Tam nie ma żadnych niedoróbek, a z miejscami dla niepełnosprawnych też jest wszystko w porządku. Co więcej, firma, która budowała obiekt pochodzi z Poznania, więc już zupełnie nie rozumiem argumentu, że coś jest zrobione nie po poznańsku. Widać, że mój kontrkandydat nie bywa na stadionie, ale jeśli krytykuje mnie za coś, co jest największym osiągnięciem miasta, to proszę o więcej takiej krytyki.
WP: Jeśli już jesteśmy przy temacie stadionu. Dlaczego zgodził się pan, aby na Bułgarskiej odbył się mecz Lecha z Manchesterem City, a wcześniej Lecha z Wisłą, skoro policja nie chciała zgodzić się na rozegranie tych spotkań, bo stadion nie spełnia wymogów bezpieczeństwa? Bał się pan podpaść poznaniakom przed wyborami?
- Jeśli ktoś, będąc na moim miejscu, nie zgodziłby się na zorganizowanie meczu to życzę mu powodzenia. Rozumiem, że w ten sposób przekonałby poznaniaków, że nadaje się na prezydenta. Wiadomo, że żaden prezydent nie zabroniłby tego meczu, chyba, że sądziłby, że naprawdę coś złego może się wydarzyć. Ja przeanalizowałem sytuację i wyszedłem z przekonania, że jeśli zostały usunięte braki, mecze mogą się odbywać. Wiem, że policja chciałaby, aby na stadionie były zasieki i płoty, ale mówię jasno – strategia policji jest błędna. Żadnych zasieków nie będzie.
WP: Pana rywal – Grzegorz Ganowicz mówi jednak, że musi pan zrobić wszystko, aby Euro2012 nie zakończyło się dla Poznania wielkim wstydem.
- Nie obawiam się wstydu. Biorę za to odpowiedzialność, ale rozumiem, że pan Ganowicz chciałby mnie tej z tej odpowiedzialności zwolnić.
WP: Z kolei Tomasz Dziuba, kandydat na prezydenta miasta z ramienia PiS ocenia, że za gigantyczne środki przeznaczone na budowę stadionu, mógł pan postawić mieszkania komunalne.
- Zawsze stoi się przed jakimś wyborem. Przypomnę jednak, że byliśmy pierwszym polskim miastem, które miało tak zaawansowany projekt obiektu. Gdybyśmy go nie mieli, nie uzyskalibyśmy zgody na przeprowadzenie europejskich mistrzostw.
WP: Zapowiadają się ciężkie lata dla Poznania. Pana przeciwnicy przestrzegają, że miasto osiągnie niebawem maksymalne dopuszczone prawem zadłużenie i będzie mieć ograniczone zdolności do wykorzystywania funduszy UE po roku 2013. Jaką ma pan receptę na poprawienie miejskich finansów?
- Cztery lata temu zarzucano mi, że zadłużam miasto zbyt ostrożnie, teraz jest na odwrót. Przypomina mi to szukanie dziury w całym. Jestem przekonany, że zadłużamy się racjonalnie i świadomie, bo mamy najwyższy w Polsce wskaźnik wiarygodności kredytowej, więc jesteśmy w znacznie lepszej sytuacji niż inne miasta. Gdybyśmy nie zaciągali kredytów pod inwestycje, miasto nie rozwijałoby się tak szybko.
WP: Nie boi się pan przyhamowania inwestycji?
- Obawiam się tylko tego, że parlament zmniejszy dochody samorządów, bo takie ryzyko istnieje zawsze. Myślę jednak, że nawet jeśli do tego dojdzie, inne miasta będą w znacznie trudniejszej sytuacji niż my. WP: Dlaczego poznaniacy uciekają z miasta? To kolejny zarzut często formułowany pod pana adresem.
- Nie uciekają, ale wyjeżdżają do podpoznańskich miejscowości, a więc pozostają w aglomeracji w rozumieniu obszaru gospodarczego. Ważne, abyśmy wspólnie zarządzali sprawami aglomeracji a nie konkurowali z sąsiednimi miastami i gminami, bo takie działanie doprowadziłoby do wzrostu kosztów funkcjonowania całej aglomeracji i byłoby niekorzystne dla mieszkańców.
WP: Mam pan konkretne sposoby na powstrzymanie poznaniaków?
- Chcemy przyciągnąć nie tyle mieszkańców sąsiednich gmin, co ludzi z innych obszarów Polski. Będziemy udostępniać nowe tereny pod budownictwo mieszkaniowe, ale nie mogę obiecać, że będą tańsze niż w sąsiednich gminach.
WP: Jak pan zachęci ich do przyjazdu, skoro Poznań jest jednym z najdroższych miast w Polsce? Z raportu „Dziennika Gazety Prawnej” wynika, że stolica Wielkopolski ma najdroższy bilet komunikacji miejskiej i najwyższe ceny za wywóz śmieci.
- Jeśli chodzi o bilety, to wcale nie są drogie. Poznańskie bilety okresowe są znacznie tańsze niż w innych miastach. Zgadzam się, że nie jest tanio, ale komunikację miejską mamy najlepszą. Trzeba więc sobie zadać pytanie, czy chcemy być najlepsi pod względem taboru i punktualności, czy mieć gorszą jakość. Wątpię, czy bez inwestycji więcej osób wejdzie do autobusu. A co do ścieków to Poznań jako pierwszy zainwestował w nowoczesną oczyszczalnię ścieków. Zmiany systemu czekają też inne miasta, więc również ich dotkną w przyszłości znaczne podwyżki.
WP: A co pan zrobi, by poprawić bezpieczeństwo w mieście?
- Poznań może nie jest miastem bardzo bezpiecznym, ale to się powoli zmienia. Priorytetem jest walka z wandalizmem, zniszczeniami majątku miejskiego, szczególnie na biedniejszych osiedlach. Do walki z tym problemem niezbędny jest monitoring. Przypomnę jednak, że w związku z przygotowaniami do Euro, stworzyliśmy program rozbudowy monitoringu i kamer w mieście będzie coraz więcej. Będziemy prowadzić też inne działania oparte na współpracy miasta z radami osiedli, spółdzielniami mieszkaniowymi, policją i strażą miejską. Będziemy wspólnie dyskutować o tym, co poprawiać i jak sobie nawzajem pomagać.
WP: Problemem biednych dzielnic jest nie tylko wandalizm, ale brak nowych inwestycji. Ma pan plan rewitalizacji tych części miasta?
- To prawda, że nie jest kolorowo, ale nie odbierajmy tym dzielnicom sukcesów, bo mają powody do dumy, np. Wilda odnotowała w ostatnim czasie największy wzrost bezpieczeństwa. Nie zamierzamy jednak spoczywać na laurach. Będziemy prowadzić w tych dzielnicach działania mające na celu unowocześnianie infrastruktury, uporządkowanie polityki parkingowej, poprawę jakości obiektów, ale bardziej w rozumieniu dróg i szkół. Niewiele możemy zrobić z budynkami mieszkalnymi, bo duża część z nich nie należy do miasta, więc wszystkiego nie da się zrobić.
WP: W swoim programie wyborczym chwali się pan, że zgłosił projekt powołania Miejskiego Rzecznika Praw Pacjenta. Czym miałaby się zajmować powołano na to stanowisko osoba i ile będzie kosztować miasto ten projekt?
- Rzecznik nie będzie zbierać skarg pacjentów, ale monitorować system ochrony zdrowia w mieście, dawać wytyczne, w jakim kierunku należy podążać. To powinien być prężny zespół, który będzie prowadził badania opinii publicznej i zasięgał opinii specjalistów. Myślę, że utrzymanie tej instytucji to koszt rzędu 1,5 - 2 mln rocznie. Gdyby jednak projektem zainteresował się nie tylko marszałek województwa wielkopolskiego, ale starosta powiatu poznańskiego, koszty rozłożyłyby się na całą grupę. To dobry pomysł, więc pewnie podchwycą go inne miasta.
WP: Które z europejskich miast jest dla pana wzorcem? Są metropolie, do których upodobniłby pan Poznań?
- Uważam, że Poznań powinien być wzorcem sam dla siebie, a wiem, że już staje się przykładem dla innych europejskich miast. Zazdroszczą nam m.in. niskiego bezrobocia i chcę, aby tak zostało. Nie jest jednak tak, że nie powinniśmy podpatrywać innych europejskich miast.
WP: To znaczy? Myśli pan, że Poznań będzie przypominał w przyszłości choć trochę np. Amsterdam? Będzie bardziej przyjazny rowerzystom?
- To wymaga zmiany mentalności, a mentalnie nie jesteśmy jeszcze narodem rowerzystów. Poza tym nigdzie w Europie ścieżki rowerowe nie powstały z dnia na dzień, dlatego sądzę, że ścieżki trzeba budować rozsądnie. Nie możemy przerzucić środków z innych dziedzin komunikacji i skupić się tylko na tym.
WP: Mówi się, że odgradza się pan od poznaniaków, żyje w oderwaniu od realnych problemów miasta, wozi limuzynami. Co pan na to?
- Nieprawda. Bardzo chętnie rozmawiam z ludźmi, którzy podchodzą do mnie na ulicy. Nawet gdy ktoś krytykuje moje działania nie uciekam od gorzkich słów. Może niektórzy uważają, że prezydent powinien podróżować tramwajem, ale sprawniej robić to służbowym samochodem. Generalnie nie lubię ani samochodu, ani krawata.
WP: Czyta pan co ludzie piszą na pana temat w internecie?
- Regularnie śledzę opinie zamieszczane na moim blogu i wyciągam wnioski z rzeczowych wpisów. Podejmuję dyskusję, jeśli ktoś wypowiada się racjonalnie np. w sprawach rozwiązań komunikacyjnych, bezpieczeństwa i zieleni w mieście czy spraw dotyczących przedsiębiorców. Szkoda mi jednak czasu na odpowiadanie osobom, które piszą, że zrobiłem z miasta spółkę z o.o. lub rzucają inwektywami.
Z Ryszardem Grobelnym rozmawiała Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska