Prezydent Łodzi odpowie za "gdzie masz ch... czapkę"?
Łódzka prokuratura wszczęła dochodzenie w sprawie domniemanego znieważenia strażnika miejskiego przez prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego. Wulgarne słowa miały paść podczas otwarcia zdroju ulicznego. Dotąd w sprawie przesłuchano m.in. strażnika oraz dziennikarza gazety, który napisał o incydencie.
16.06.2009 | aktual.: 16.06.2009 13:18
Po publikacji prokuratura przeprowadziła czynności sprawdzające. Tydzień później oficjalnie wszczęła dochodzenie w tej sprawie. - Celem ustalenia okoliczności przebiegu zdarzenia konieczne jest przesłuchanie świadków i dlatego - po przeprowadzeniu czynności sprawdzających - wszczęte zostało postępowanie - powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania.
Dotąd w sprawie przesłuchano strażnika, który miał zostać znieważony przez prezydenta oraz fotoreportera i dziennikarza "Expressu Ilustrowanego", który opisał incydent. Prokuratura nie ujawnia ich zeznań. - Pozostałe czynności, w tym przesłuchania kolejnych świadków, zlecone zostały do wykonani policji - zaznaczył Kopania. Dodał, że prokuratura nie otrzymała żadnego nagrania z przebiegu incydentu.
- Prawdopodobnie zajdzie konieczność przesłuchania również prezydenta Łodzi, jednak musi to zostać poprzedzone innymi przesłuchaniami - dodał prokurator.
Za znieważenie funkcjonariusza publicznego podczas pełnienia przez niego obowiązków służbowych grozi kara nawet do roku pozbawienia wolności.
Według "Expressu Ilustrowanego" na początku czerwca, podczas uroczystości otwarcia zdroju, prezydent Jerzy Kropiwnicki w nieparlamentarny sposób odezwał się do miejskiego strażnika, mówiąc: "do k... nędzy! Jak was potrzeba, to was nie ma! Gdzie masz ch... czapkę?!". Jak twierdzi gazeta, prezydent był zdenerwowany zachowaniem i wypowiedzią jednego z przechodniów. Zdaniem gazety wszystko miało zostać nagrane na dyktafony i mikrofony dziennikarzy.
Kilka dni po zdarzeniu strażnik miejski Konrad Marczak poinformował dziennikarzy, że nie został obrażony przez prezydenta Kropiwnickiego. - Chciałem oświadczyć, że w stosunku do mojej osoby pan prezydent nie użył żadnych wulgarnych słów - mówił strażnik. Oświadczył, że prezydent tylko zwrócił mu uwagę i spytał, "gdzie masz czapkę". Strażnik po zdarzeniu napisał notatkę z incydentu. Wiceszef strażników mówił wówczas, że ze strażnikiem przeprowadzono rozmowę dyscyplinującą i otrzymał on upomnienie "za to, że wyszedł z urzędu i poza nim pełnił służbę bez czapki", bo jest to naruszenie regulaminu.
Prezydent Łodzi po incydencie przesłał do redakcji "EI" pismo, w którym napisał m.in., iż nie przeczy, że był zdenerwowany zachowaniem mężczyzny "w stanie wskazującym", który próbował zakłócić uroczystość i obrazić go osobiście. "Brak obecności strażników, którzy mają swój posterunek w pasażu Schillera (miejsce, w którym uruchamiano również zdrój - przyp. red.), pogłębił moje zdenerwowanie. Użyłem ostrych słów. Ubolewam i przepraszam za to. Powinienem być bardziej odporny na takie zachowania i takie sytuacje" - napisał. Kropiwnicki nie sądzi jednak, aby nazwał strażnika "ch...".
Zaproponował autorowi tekstu, że jeśli ten dysponuje takim nagraniem, to przeprosi strażnika publicznie na łamach gazety, bo "w żadnym przypadku takimi słowami człowieka poniżać nie wolno". Jeśli zaś takich nagrań nie ma, to redaktor na łamach "EI" przeprosi prezydenta miasta. Przedstawiciele magistratu zapewniali później, że prezydent przepraszając w piśmie za użycie ostrych słów, użył tego określenia "w stosunku do swojego tonu".