Prezydent i premier: niech Trybunał rozstrzygnie spór
Prezydent Lech Kaczyński i premier Donald Tusk tuż po powrocie ze szczytu unijnego w Brukseli zastanawiają się, kto powinien podejmować decyzję, gdy delegacja nie jest jednomyślna. - Ja i prezydent często jesteśmy w sporze - mówił Donald Tusk, dodając, że to osłabia polską pozycję. Obaj zgodzili się, że sprawę powinien rozstrzygnąć Trybunał Konstytucyjny.
Już za kilka dni, 27 marca, Trybunał Konstytucyjny zajmie się wnioskiem Donalda Tuska o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego między prezydentem, a szefem rządu w sprawie reprezentacji Polski podczas szczytów unijnych.
W październiku ubiegłego roku Tusk zwrócił się o rozstrzygnięcie, czy prezydent może samodzielnie decydować o udziale w szczycie Unii i prezentowaniu tam stanowiska Polski, czy też ostateczna decyzja w tej sprawie należy do szefa rządu.
Pytany podczas konferencji prasowej w Brukseli o to orzeczenie, prezydent powiedział, że spodziewa się, iż orzeczenie uwzględni "artykuły 10, 126 i 133 konstytucji, a także przepis, który mówi o uprawnieniach rządu w zakresie polityki zagranicznej".
Chodzi o przepisy, które mówią, że "władzę wykonawczą sprawują prezydent i Rada Ministrów", ale prezydent "jest najwyższym przedstawicielem RP i gwarantem ciągłości władzy państwowej", "czuwa nad przestrzeganiem Konstytucji, stoi na straży suwerenności i bezpieczeństwa państwa oraz nienaruszalności i niepodzielności jego terytorium". Art. 133 stanowi, że "prezydent w zakresie polityki zagranicznej współdziała z Prezesem Rady Ministrów i właściwym ministrem".
Z kolei art. 146 konstytucji mówi, że "Rada Ministrów prowadzi politykę wewnętrzną i zagraniczną Rzeczypospolitej Polskiej", a w szczególności m.in.: "zapewnia bezpieczeństwo zewnętrzne państwa, sprawuje ogólne kierownictwo w dziedzinie stosunków z innymi państwami i organizacjami międzynarodowymi, zawiera umowy międzynarodowe wymagające ratyfikacji oraz zatwierdza i wypowiada inne umowy międzynarodowe".
Spór o to, zdaniem premiera, osłabia naszą pozycję. - Z definicji jesteśmy słabsi, kiedy nasi rozmówcy, czy nasi partnerzy podejrzewają, że może drugi rozmówca ma inne zdanie na ten temat. I to nie jest wina czy odpowiedzialność któregokolwiek z polskich polityków, tylko sytuacja obiektywnie powoduje, że wtedy nasza pozycja może być chwilowo słabsza - przekonywał premier.
- Jest rzeczą ważną, aby rozstrzygnąć, nie kto na jakim krześle siedzi i nie czy jeździmy na Rady Europejskie we dwóch, czy pojedynczo, tylko kto - w sytuacji, kiedy mamy różne zdania - decyduje o tym, jakie jest stanowisko polskiej delegacji. I tak czy inaczej musimy to rozstrzygnięcie uzyskać. I nie ze względu na satysfakcję prezydenta, czy premiera - podkreślił Tusk.
Premier powiedział, że liczy na rozstrzygnięcie TK w tej kwestii, choć nie wie, czy orzeczenie będzie "definiowało ten problem". Zapowiedział, że jeśli stanowisko Trybunału nie rozstrzygnie tej sprawy, to trzeba będzie wrócić do prac nad tzw. ustawą kompetencyjną.
- Niezależnie od tego, jaki będzie efekt tych zmagań konstytucyjnych, to tak, czy inaczej prezydent Rzeczypospolitej zawsze, kiedy tylko zechce, powinien móc uczestniczyć jako osoba towarzysząca delegacji - dodał premier.