Prezydent i premier: niech Trybunał rozstrzygnie spór
Prezydent Lech Kaczyński i premier Donald Tusk tuż po powrocie ze szczytu unijnego w Brukseli zastanawiają się, kto powinien podejmować decyzję, gdy delegacja nie jest jednomyślna. - Ja i prezydent często jesteśmy w sporze - mówił Donald Tusk, dodając, że to osłabia polską pozycję. Obaj zgodzili się, że sprawę powinien rozstrzygnąć Trybunał Konstytucyjny.
20.03.2009 | aktual.: 20.03.2009 19:48
Już za kilka dni, 27 marca, Trybunał Konstytucyjny zajmie się wnioskiem Donalda Tuska o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego między prezydentem, a szefem rządu w sprawie reprezentacji Polski podczas szczytów unijnych.
W październiku ubiegłego roku Tusk zwrócił się o rozstrzygnięcie, czy prezydent może samodzielnie decydować o udziale w szczycie Unii i prezentowaniu tam stanowiska Polski, czy też ostateczna decyzja w tej sprawie należy do szefa rządu.
Pytany podczas konferencji prasowej w Brukseli o to orzeczenie, prezydent powiedział, że spodziewa się, iż orzeczenie uwzględni "artykuły 10, 126 i 133 konstytucji, a także przepis, który mówi o uprawnieniach rządu w zakresie polityki zagranicznej".
Chodzi o przepisy, które mówią, że "władzę wykonawczą sprawują prezydent i Rada Ministrów", ale prezydent "jest najwyższym przedstawicielem RP i gwarantem ciągłości władzy państwowej", "czuwa nad przestrzeganiem Konstytucji, stoi na straży suwerenności i bezpieczeństwa państwa oraz nienaruszalności i niepodzielności jego terytorium". Art. 133 stanowi, że "prezydent w zakresie polityki zagranicznej współdziała z Prezesem Rady Ministrów i właściwym ministrem".
Z kolei art. 146 konstytucji mówi, że "Rada Ministrów prowadzi politykę wewnętrzną i zagraniczną Rzeczypospolitej Polskiej", a w szczególności m.in.: "zapewnia bezpieczeństwo zewnętrzne państwa, sprawuje ogólne kierownictwo w dziedzinie stosunków z innymi państwami i organizacjami międzynarodowymi, zawiera umowy międzynarodowe wymagające ratyfikacji oraz zatwierdza i wypowiada inne umowy międzynarodowe".
Spór o to, zdaniem premiera, osłabia naszą pozycję. - Z definicji jesteśmy słabsi, kiedy nasi rozmówcy, czy nasi partnerzy podejrzewają, że może drugi rozmówca ma inne zdanie na ten temat. I to nie jest wina czy odpowiedzialność któregokolwiek z polskich polityków, tylko sytuacja obiektywnie powoduje, że wtedy nasza pozycja może być chwilowo słabsza - przekonywał premier.
- Jest rzeczą ważną, aby rozstrzygnąć, nie kto na jakim krześle siedzi i nie czy jeździmy na Rady Europejskie we dwóch, czy pojedynczo, tylko kto - w sytuacji, kiedy mamy różne zdania - decyduje o tym, jakie jest stanowisko polskiej delegacji. I tak czy inaczej musimy to rozstrzygnięcie uzyskać. I nie ze względu na satysfakcję prezydenta, czy premiera - podkreślił Tusk.
Premier powiedział, że liczy na rozstrzygnięcie TK w tej kwestii, choć nie wie, czy orzeczenie będzie "definiowało ten problem". Zapowiedział, że jeśli stanowisko Trybunału nie rozstrzygnie tej sprawy, to trzeba będzie wrócić do prac nad tzw. ustawą kompetencyjną.
- Niezależnie od tego, jaki będzie efekt tych zmagań konstytucyjnych, to tak, czy inaczej prezydent Rzeczypospolitej zawsze, kiedy tylko zechce, powinien móc uczestniczyć jako osoba towarzysząca delegacji - dodał premier.