Prezydent Gdańska: Kurski upolitycznia sprawę Grassa
Poseł PiS Jacek Kurski zaapelował do Guentera Grassa o zrzeczenie się honorowego obywatelstwa Gdańska. Waffen SS to organizacja zbrodnicza, sama przynależność i jej zatajenie to moralny występek - stwierdził Jacek Kurski. Natychmiast odpowiedział mu prezydent Gdańska Paweł Adamowicz (PO). Uważa, że to próba upolitycznienia całej sprawy.
14.08.2006 | aktual.: 14.08.2006 19:58
Zapowiedział, że jeśli pisarz nie zrobi tego kroku, lokalni radni PiS rozpoczną pracę nad uchwałą wzywającą Grassa do takiego kroku.
Kurski uważa, że gdyby fakt służby w Waffen-SS znany był gdańskim samorządowcom w 1993 roku, kiedy przyznali Grassowi honorowe obywatelstwo, pisarz "nigdy tego tytułu by nie dostał". Ujawniony w ostatnich dniach fakt kładzie się głębokim cieniem na biografii Grassa, a szczególnie fakt zatajania przez 60 lat przynależności do tej organizacji - argumentował.
Honorowego obywatelstwa miasta Gdańska nie przyznaje się za "Blaszany bębenek", za "Wróżby kumaka", za "Turbot", za inne wielkie powieści Guentera Grassa, ale za całokształt, również za jego biografię - dodał poseł PiS.
Tytułu honorowego obywatela jakiegokolwiek miasta wiąże się z nieskazitelnym, stuprocentowo czystym, przejrzystym, transparentnym życiorysem danego człowieka. W skład takiej biografii, oceny, nie może wchodzić tylko twórczość pisarza, ale również jego biografia - podkreślił Kurski na konferencji prasowej w Gdańsku.
Z punktu widzenia budowy nowej, uczciwej a nie fałszywej tożsamości europejskiej jest niedopuszczalne, żeby miasto, które jako pierwsze przelało krew w drugiej wojnie światowej uznawało za swojego honorowego obywatela uczestnika Waffen SS - powiedział poseł PIS.
Wypowiedź Kurskiego skomentował prezydent Gdańska Paweł Adamowicz (PO). Jego zdaniem to próba upolitycznienia tej sprawy. Zdaniem Adamowicza, opinie na temat Grassa wygłoszone na konferencji prasowej posła PiS nie służą dobrze ani opinii o Gdańsku, o gdańszczanach, ani też o Polsce.
Jeżeli chce się prowadzić rozmowę, to ją się prowadzi w formie artykułów, dyskusji. I na pewno politycy są ostatnimi ludźmi, którzy powinni się wypowiadać na temat życiorysu literata i pisarza - uważa prezydent Gdańska.
Grass to 79-letni mężczyzna o ogromnych doświadczeniach życiowych, o ogromnym wyczuleniu społecznym, czego dał wielokrotnie wyraz, kiedy wbrew dominującej opinii Niemców popierał granicę Polski na Odrze i Nysie Łużyckiej, kiedy wbrew większości Niemców mówił o winie Niemców za II wojnę światową - powiedział Adamowicz.
W opinii Kurskiego, Adamowicz, jako reprezentant samorządu Gdańska, ma w sprawie Grassa "wielką rolę" do spełnienia. Myślę, ze on powinien jakąś tajną dyplomacją skłonić pana Guentera Grassa do tego rodzaju decyzji, a nie wprost ogłaszać w gazetach, że praktycznie nic się nie stało, a ta sensacyjna i bardzo przykra wiadomości o Grassie nie wymaga żadnej reakcji ze strony miasta - powiedział poseł PiS.
Poseł PiS może napisać list do każdego, nawet do laureata literackiej nagrody Nobla. Ja natomiast ani tajnej ani półtajnej dyplomacji nie będę uprawiał. To nie licuje nie tylko z zasadami dobrego wychowania, ale w ogóle smaku - oświadczył Adamowicz.
Podkreślił też, że odradzałby Radzie Miasta Gdańska zajmowanie się nowymi faktami z biografii Grassa. Dodał, że radni powinni bardziej zwrócić uwagę na to, co interesuje przeciętnych mieszkańców, np. na lepsze pozyskiwanie pieniędzy z Unii Europejskiej.
Adamowicz ma nadzieję, że Grass będzie miał jeszcze okazję osobiście wyjaśnić w Gdańsku nowe fakty ze swojego życiorysu, gdyż "nigdy nie uciekał przed trudnymi pytaniami".
Laureat literackiej nagrody Nobla, niemiecki pisarz Guenter Grass przyznał się w najnowszej autobiograficznej książce "Przy obieraniu cebuli", że pod koniec II wojny światowej służył w dywizji pancernej Waffen-SS "Frudensberg".
Bardzo mnie to gnębiło. Moje milczenie przez te wszystkie lata jest jednym z powodów, dla których napisałem tę książkę. Musiałem z siebie to wyrzucić, wreszcie - tłumaczy Grass, który jako 15-letni chłopiec zgłosił się do wojska.
Zgłosiłem się na ochotnika, ale nie do Waffen-SS, lecz do służby na łodzi podwodnej, co było równie zwariowanym pomysłem. Ale oni (marynarka wojenna) nikogo już nie przyjmowali. Natomiast Waffen-SS brała w ostatnich miesiącach wojny 1944/45 wszystkich, których tylko mogła dostać - mówi pisarz.