Prezydent Afganistanu traci poparcie
Prezydent Afganistanu Hamid
Karzaj traci poparcie wielu Afgańczyków i niektórych obcych
rządów, w czasie gdy jego władze nie daje sobie rady z korupcją, a
mocy nabiera talibska partyzantka - napisał
"Washington Post".
26.06.2006 | aktual.: 26.06.2006 09:17
Podczas gdy amerykańskie zobowiązania wobec Karzaja wydają się być solidne, kilku przedstawicieli krajów europejskich wyraża wątpliwości dotyczące jego rządów - podkreśla gazeta.
"Prezydent miał możliwości, by przewodzić i podejmować trudne decyzje, ale one szybko się wyczerpują" - twierdzi cytowany przez dziennik przedstawiciel zagranicznych wojsk w Kabulu. Jak podkreślił, Karzaj jest jedyną alternatywą dla Afganistanu i "jeśli upadnie, wszyscy polecimy za nim".
Kontrowersje wzbudziła między innymi nominacja 13 wyższych funkcjonariuszy policji oskarżanych o łamanie praw człowieka. Według ekspertów z Zachodu, prezydent podjął decyzję wbrew ich opiniom, a bardziej w celu zachowania równowagi politycznej czy etnicznej niż uwzględniając kwalifikacje zawodowe. Wielu widzi w tym uległość Karzaja wobec silnych adwersarzy, którzy próbują zdestabilizować jego rządy - pisze "Washington Post".
Kolejny spór wywołała propozycja powołania lokalnych służb bezpieczeństwa, mających pilnować porządku w regionach, gdzie nie ma zbyt wielu przedstawicieli innych organów porządkowych. Według wielu obserwatorów z zagranicy - zauważa amerykański dziennik - zmierza to w kierunku powołania islamskich czy plemiennych milicji, które tak długo rozbrajano.
Zachodni dyplomata, na którego powołuje się "Washington Post" powiedział, że "panuje okropne poczucie, że wszystko chyli się ku upadkowi".
"Po blisko pięciu latach nie ma rządów prawa, odpowiedzialności. Afgańczycy wiedzą, że wszystko to jest jak szarada i postrzegają nas nie tylko jako współodpowiedzialnych, ale aktywnie zaangażowanych. Nie da się prowadzić wojny z terroryzmem i w tym samym czasie budować słabego państwa i było by wielkim błędem myśleć, że można" - zaznaczył dyplomata.