Prezydencka ustawa sparaliżuje policję pracy?
Czy od lipca do końca przyszłego roku nikt
nie będzie sprawdzał legalności zatrudnienia w zakładach pracy?
Taka może być konsekwencja przygotowywanej ustawy - ostrzega
"Życie Warszawy".
W parlamencie trwają prace nad projektem nowej ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy. Według PiS-owskich zapowiedzi z kampanii wyborczej miała ona sprawić, że PIP stanie się straszakiem na nieuczciwych pracodawców. Ustawa ma wejść w życie 1 lipca. Projekt przygotowała Kancelaria Prezydenta.
Główne zmiany to podniesienie wysokości mandatów i grzywien oraz przejście urzędników kontrolujących legalność zatrudnienia, tzw. policji pracy, z urzędów wojewódzkich do okręgowych inspektoratów pracy - czytamy w dzienniku.
Dla policjantów pracy będzie to już czwarta zmiana kierownictwa. Na początku (w 1999 roku) podlegali wojewódzkim urzędom pracy, później starostom (lata 200-2001), teraz wojewodom. Od 1 lipca mają przejść - zgodnie z projektem nowej ustawy - do PIP. Jednak nie wszyscy, bo tylko ci z wyższym wykształceniem. Problemem jest jednak to, że w Inspekcji nie zajmą się od razu kontrolą legalności zatrudnienia. Będą musieli przejść specjalistyczne szkolenie, by zostać pełnoprawnymi inspektorami PIP.
Taki kurs trwa aż półtora roku. W tym czasie policjanci pracy nie będą kontrolować, a jedynie towarzyszyć w pracy inspektorom PIP.
To nie koniec problemu. W całym kraju jest 300 osób badających legalność zatrudnienia (w województwie mazowieckim - 27), a jedyny w Polsce ośrodek szkoleniowy Inspekcji we Wrocławiu ma tylko 120 miejsc. Jak zorganizują szkolenia? - zastanawia się "Życie Warszawy". (PAP)