Premier: zgadzam się na zasadę "jednego krzesła"
Premier Donald Tusk pozytywnie wypowiedział się o nowej, wprowadzonej w Traktacie z Lizbony zasadzie, że przy stole podczas szczytu UE dla każdego kraju przewidziane jest tylko jedno krzesło dla głowy państwa lub szefa rządu. Zapewnił, że porozumie się w tej sprawie z prezydentem.
11.12.2009 | aktual.: 11.12.2009 16:50
- Jedno krzesło ma tę zaletę, że narady są krótsze i jest większa koncentracja. To wynika z zapisu Traktatu z Lizbony i co do tej zasady wszyscy się zgodzili. Spotkania będą intensywniejsze, jeśli chodzi o tempo, bardziej polityczne i merytoryczne - powiedział premier po zakończeniu szczytu.
Zakończony szczyt UE był pierwszym odbywającym się już pod rządami Traktatu z Lizbony, który wszedł w życie 1 grudnia. Nowością wprowadzoną przez traktat jest zasada "jednego krzesła" przy stole na szczycie, co może być problematyczne dla krajów, gdzie jest - jak w Polsce - kohabitacja premiera i prezydenta lub koalicyjne rządy (premier z innej partii niż szef dyplomacji). Szwedzi, stosując dokładnie literę prawa nowego traktatu, nie zaprosili na szczyt ministrów spraw zagranicznych, lecz jedynie szefów państw lub rządów, co wywołało dużą konsternację.
- Ta propozycja nie dotyczy ilości krzeseł, tylko tego, czy towarzyszą nam ministrowie. To czasem jest dyskomfort, bo większość państw ma jednoznacznie jednego przywódcę politycznego, ale kilka państw ma ten sam problem co Polska, gdzie jest równowaga władzy między prezydentem a premierem. I wtedy są po prostu dwa krzesła - powiedział Tusk.
Przyznał, że dotychczas, gdy na mocy Traktatu z Nicei obowiązywała zasada dwóch krzeseł, chętnie korzystał z pomocy ministra finansów czy spraw zagranicznych, którzy dosiadali się na czas debaty dotyczącej ich tematyki. - Teraz jest propozycja, by w spotkaniach uczestniczyli wyłącznie szefowie rządów lub głowy państw bez ministrów i damy sobie z tym radę. Polska strona jest gotowa w pełni realizować zapisy lizbońskie - podkreślił.
Ale w przypadku Polski drugie krzesło było też wykorzystywane nie tylko, by mógł dosiąść się minister, ale także by przy stole mogli wspólnie zasiąść prezydent Lech Kaczyński oraz Donald Tusk.
Na pierwszym "lizbońskim" szczycie ani Polska, ani żaden inny kraj, gdzie jest kohabitacja, nie był reprezentowany przez dwie osoby.
- Nie przewiduję zasadniczych kłopotów, jeśli będziemy chcieli my lub Austria, Finlandia czy Rumunia przyjechać w duecie - zapewnił Tusk. - A gdyby się okazało, że jednak praktyka wskazywałaby, że wszyscy zdecydowali się na jedno krzesło, to ja znajdę sposób na porozumienie się z prezydentem, żebyście państwo nie mieli za dużo uciechy w przyszłości - mówił.
Dodał, że od czasu komentarza Trybunału Konstytucyjnego w sprawie kompetencji na szczycie "współpraca (z prezydentem ws. Rady Europejskiej) układa się wzorowo". Jak relacjonował Tusk, premier Szwecji Fredrik Reinfeldt powiedział jednak podczas szczytu, że "chodzi o to, by kraje nie przyjeżdżały wielogłowymi delegacjami. To była uwaga dotycząca doświadczeń".