Premier: rząd bierze pod uwagę opcję wcześniejszych wyborów
Rząd chce funkcjonować przez cztery lata,
ale bierze też pod uwagę ewentualność wcześniejszych wyborów -
mówi premier Kazimierz Marcinkiewicz w wywiadzie dla "The Warsaw
Voice", który ukaże się w najbliższym wydaniu tego tygodnika - 18
grudnia.
12.12.2005 | aktual.: 12.12.2005 19:32
"Jesteśmy nastawieni na pełną czteroletnią kadencję. Co do pojawiających się ostatnio wzmianek o ewentualności wcześniejszych wyborów, to także bierzemy to pod uwagę" - powiedział premier, pytany jak długo będzie funkcjonował jego gabinet. Podkreślił, że rząd musimy brać pod uwagę sytuację, w której zacznie "dryfować".
"Chcemy być rządem zmian, rządem wprowadzającym program naprawy państwa. Jeśli w którymś momencie stanie się to niemożliwe, a przedkładane przez nas propozycje, dobre, rozsądne, aprobowane przez społeczeństwo, będą natrafiały na rafy nie do przejścia w parlamencie, wtedy pozostanie nam poddać się ponownej weryfikacji ze strony wyborców" - zaznaczył.
Marcinkiewicz oświadczył, że nie wyobraża sobie kierowania rządem, który miałby tylko trwać. Jak powiedział, nie jest do tego stworzony i powołany, a premierem jest po to, aby dokonać naprawy państwa. "I zrobię wszystko, by to zrobić" - zapewnił.
Premier podkreślił, że program gospodarczy jego rządu nastawiony jest na inwestycje. Według niego, w ciągu najbliższych paru miesięcy sytuacja w Polsce, która "nie jest bynajmniej zła" zmieni się na jeszcze lepszą. "Inwestorzy w Polsce będą mieli prawie że raj" - oświadczył.
Jak wyjaśnił, rząd zamierza zdjąć z gospodarki "całą zbędną machinę biurokratyczną". "Dokonamy daleko idących ułatwień w prowadzeniu działalności gospodarczej, np. ułatwień w rozliczeniach z państwem. Dokonamy deregulacji jeszcze tych rynków, które są cały czas zmonopolizowane. Będziemy w tym celu zarówno poprawiali istniejące ustawodawstwo, jak i wydawali stosowne rozporządzenia rządowe" - zapowiedział premier.
Podkreślił też, że ze spokojem, "wbrew analitykom, którzy mówią, że wzrost na 2006 r. nie przekroczy 4,7%", oczekuje wzrostu gospodarczego, który osiągnie 5% PKB.
Na pytanie, czy można obawiać się jakiś dramatycznych decyzji odwracających procesy prywatyzacyjne z ostatniego okresu, premier odpowiedział: "Nie chcemy niczego z powrotem nacjonalizować. Uważam, że samo określenie 'nacjonalizacja' niewłaściwie definiuje nasze zamiary, o których wspominaliśmy w kampanii wyborczej i w okresie tworzenia rządu". Marcinkiewicz poinformował, że sprawą, którą rząd chce przede wszystkim naprawić, to prywatyzacja Państwowego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa (PGNiG)
, czyli - podkreślił - "firmy, która dla polskiego sektora energetycznego jest kluczowa".
Zapowiedział, że ze struktury PGNiG wydzielony zostanie EuropolGaz, w którym Skarb Państwa zatrzyma 48% udziałów. "Zmienimy także formę własności firmy przesyłowej GazSystem tylko po to, by to, co pozostanie, czyli jakby nowe PGNiG, mogło działać na giełdzie i dużo lepiej się rozwijać bez utrzymywania jej na pozycji monopolistycznej ze względu na dwie wspomniane firmy" - dodał.
Dla premiera całkowicie oczywistą sprawą jest niezależność banku centralnego. Marcinkiewicz podkreślił, że jakakolwiek zmiana w zasadach funkcjonowania NBP wymaga zmiany konstytucji, na co, jak dodał, się nie zanosi. Premier, jak mówił, nie widzi powodów, aby w ogóle zajmować się tym zagadnieniem w obecnej kadencji parlamentu.
"Natomiast nie zamierzam być pokorny w odniesieniu do banku centralnego w tym względzie, że będę uważał, że nie można z nim polemizować. Że nie można prowadzić otwartej dyskusji na temat polityki prowadzonej przez NBP" - zastrzegł.
Zapytany o stosunek do kwestii wprowadzenia w Polsce euro, Marcinkiewicz powiedział, że "chcemy, aby przez 4 lata Polskę dobrze przygotować do ewentualnego wejścia do eurolandu, wypełniając wszystkie warunki Traktatu z Maastricht".
"Nie będzie to wcale proste i chcemy to robić w sposób naturalny, nie zaciskając pasa za mocno, bo ten pas można rozerwać. Za 3-4 lata będziemy mieli kolosalnie większą wiedzę na temat strefy euro, tego, co się w niej dzieje i co to będzie znaczyło dla Polski. Dlatego lepiej będzie wtedy podejmować dalsze decyzje" - uważa premier.
Według Marcinkiewicza, jego pierwsze wizyty zagraniczne udowodniły, że politycy europejscy wiedzą, że "bez aktywnej polskiej polityki nie da się wyprowadzić Europy na prostą".
Na pytanie, które spotkanie było dla niego trudniejsze, czy z nową kanclerz Niemiec Angelą Merkel, czy brytyjskim premierem Tony'm Blairem premier ocenił, że każde było na swój sposób trudne, ale trudniejsza była rozmowa z Blairem. "Chociaż, z drugiej strony, z nim załatwiliśmy chyba dużo więcej. Rozstrzygnęliśmy wiele spornych spraw, w wielu innych umówiliśmy się na ich załatwianie" - ocenił Marcinkiewicz. Według niego, współpraca polsko-brytyjska powinna w najbliższym okresie rozwijać się bardzo dobrze. "Natomiast oczywiście sprawą najważniejszą i najbardziej skomplikowaną jest kwestia budżetu Unii Europejskiej na lata 2007-2013" - podkreślił szef rządu.
Marcinkiewicz powiedział, że po spotkaniu z Merkel w Warszawie był przekonany, że rzeczywiście może dojść do otwarcia nowego rozdziału w stosunkach Warszawa-Berlin. Ale - dodał - czytając komentarze niemieckiej prasy po tej wizycie nie może nie dostrzec, że "przeinaczają" one treść tego spotkania.
"Te komentarze sugerują, że Polska wycofała się z niektórych elementów swojego stanowiska, z niektórych poruszanych kwestii. Tak nie jest - otworzyliśmy dialog nad najtrudniejszymi problemami, jak gazociągiem rosyjsko-niemieckim pod dnem Bałtyku czy nad tzw. Centrum Wypędzonych" - powiedział premier.
Dodał, że w sprawie gazociągu wkrótce powstanie zespół roboczy, co było wspólną inicjatywą obu stron, a jeśli chodzi o Centrum przeciwko Wypędzeniom, to prowadzenie rozmów na ten temat zlecone zostało ministrom kultury w obu rządach.
Premier zapowiedział też, że wobec Rosji prowadzona będzie polityka przekonywania, że Polska nie jest antyrosyjska i nie prowadzi w UE antyrosyjskiej polityki.
"Co więcej, w związku z naszym prawicowym rodowodem nie mamy żadnych kompleksów wobec Rosji i możemy prowadzić naszą wschodnią politykę bardziej otwarcie, bardziej szczerze, a przez to także uzyskać większe sukcesy. Nikt nie zarzuci nam, w odróżnieniu od lewicy, naturalnej prorosyjskiej postawy, przez co możemy być bardziej elastyczni w naszej polityce. Myślę, że wykorzystamy tę szansę" - oświadczył Marcinkiewicz.
Jak dodał, ma jednak osobiste przeświadczenie, iż "pomiędzy naszymi państwami i narodami istnieje pewien element politycznej gry utrudniający wzajemną współpracę - jest to wykorzystywanie pewnych sfer gospodarczych do nacisku politycznego".
"Dlatego zrobimy wszystko, by jak najszybciej doprowadzić do dywersyfikacji dostaw energetycznych surowców strategicznych takich jak ropa i gaz do Polski. Jestem przekonany, że odwilż w stosunkach Warszawa-Moskwa będzie postępowała wraz z postępami w procesie tej właśnie dywersyfikacji. Oczyścimy nasze relacje z tego elementu, który jest gospodarczy, ale czasem wykorzystywany politycznie" - uważa premier. Według Marcinkiewicza istnieje kilka filarów naszej siły w Unii Europejskiej. Są to - zdaniem Marcinkiewicza - polska aktywność wewnątrz UE, nasza polityka wschodnia prowadzona głównie przez UE, tempo wzrostu gospodarczego oraz "polityka euroatlantycka, nasza współpraca z USA".
"Moim zdaniem, istnieje szansa, ażeby nasza współpraca z USA była skuteczniejsza w kwestiach ekonomicznych, na różnych kierunkach. Już po pierwszych kontaktach wydaje mi się, że to cel do osiągnięcia" - ocenił premier.