Premier Izraela: nie podam się do dymisji
Komisja, badająca zeszłoroczną operację militarną Izraela w Libanie ostro skrytykowała premiera Ehuda Olmerta we wstępnym raporcie. Premier w krótkim wystąpieniu telewizyjnym zapowiedział, że nie
poda się do dymisji i że rząd zajmie się naprawą wytkniętych mu
błędów. Wojna libańska kosztowała życie 158 Izraelczyków - 117 żołnierzy i 41 cywilów. W Libanie zginęło ok. 1200 ludzi, w tym ok. 270 bojowników Hezbollahu.
30.04.2007 | aktual.: 30.04.2007 21:14
Powołana przez rząd komisja uznała, że Olmert nie dysponował "dobrze przygotowanym planem", gdy w lipcu zeszłego roku rozpoczął operację militarną z lądu, morza i powietrza, w reakcji na uprowadzenie przez libański Hezbollah dwóch żołnierzy izraelskich - wynika z fragmentów raportu odczytanych w telewizji izraelskiej.
W raporcie Olmertowi zarzuca się m.in. złą ocenę sytuacji, nieostrożność i nieodpowiedzialność. Podobne zarzuty komisja stawia izraelskiemu ministrowi obrony Amirowi Perecowi.
Premier zapowiedział uważne przestudiowanie raportu i wyciągnięcie stosownych wniosków, aby w przyszłości uniknąć błędów wytkniętych w raporcie. Ustępować jednak nie zamierza. Podanie się do dymisji nie byłoby słuszne i nie mam zamiaru tego robić - powiedział premier. - Ten rząd podejmował decyzje i ten rząd zajmie się naprawą nieprawidłowości.
Podczas ubiegłorocznej operacji wojskowej Hezbollah wystrzelił na terytorium Izraela ok. 4 tys. pocisków rakietowych; milion Izraelczyków musiało uciekać do schronów, a siły izraelskie nie potrafiły powstrzymać ataków Hezbollahu.
Olmert twierdzi, że wojna, która rozpoczęła się 12 lipca, a zakończyła 14 sierpnia 2006 roku, choć nie doprowadziła do uwolnienia dwóch żołnierzy izraelskich, przyniosła Izraelowi korzyści natury strategicznej - Hezbollah musiał opuścić swe przygraniczne bastiony, a Narody Zjednoczone wzmocniły swe siły pokojowe w południowym Libanie.
Na najbliższy czwartek w Tel Awiwie planowany jest wiec, którego uczestnicy zażądają dymisji Olmerta i jego rządu. Wśród organizatorów tego protestu są rezerwiści, którzy walczyli w Libanie i rodziny poległych tam żołnierzy.