Premier Iraku: nie ustąpię, choć Ameryka naciska
Tymczasowy premier Iraku Ibrahim Dżafari zapowiada, że nie ustąpi ze stanowiska. Chce tego USA i część ugrupowań koalicji szyickiej. Wywiad z premierem ukazał się w środowym wydaniu brytyjskiego dziennika "Guardian".
Dżafariemu zarzuca się, że niewiele uczynił, by powstrzymać wzrost napięcia między irackimi społecznościami religijnymi i falę krwawych porachunków, które mogą przerodzić się w otwartą wojnę domową. O takich obawach mówili podczas sobotniej i niedzielnej wyizyty w Iraku szefowie dyplomacji USA i Wielkiej Brytanii - Condoleezza Rice i Jack Straw.
Sam Dżafari w wypowiedzi dla "Guardiana" określił głosy domagające się jego ustąpienia jako majstrowanie przy demokracji. Ludzie zareagują, jeśli zobaczą, że reguły demokracji są łamane. Żaden polityk ani przyjaciel Iraku nie chciałby frustracji jego obywateli - oświadczył.
Komentując naciski Zachodu na jego ustąpienie, iracki polityk powiedział, że kiedy dwa kraje rozmawiają o Iraku, Irak musi być uczestnikiem tych rozmów.
Waszyngton i Londyn są zaniepokojone faktem, że Dżafari zawdzięcza poparcie zwolennikom radykalnego duchownego szyickiego Muktady as-Sadra, którzy w tajnym głosowaniu przechylili szalę zwycięstwa na jego stronę.
Bojówkarze milicji Sadra - Armii Mahdiego - stoją za wieloma odwetowymi atakami na meczety sunnickie i sunnitów, do których doszło po zniszczeniu przez ekstremistów 22 lutego szyickiego Złotego Meczetu w Samarze.
Na fali przemocy wywołanej tymi wydarzeniami zginęło dotychczas około 2000 osób, a Irak znalazł się na krawędzi wojny domowej.
Dżafari deklarował wcześniej, że jego zdaniem włączanie bojowników organizacji, takich jak Armia Mahdiego, do policji i armii, przyniesie lepsze skutki niż ich izolacja.