Premie za niepalenie
20 zł dostaje miesięcznie palacz za to, że
na terenie zakładu nie ma palarni. Ci co zerwą z nałogiem, mogą
dostać nawet 300 zł. Tak prezes Promotechu walczy z nikotynizmem -
informuje "Gazeta Wyborcza".
29.05.2004 | aktual.: 29.05.2004 08:50
Kampania przeciwko palaczom w Promotechu trwa już prawie 13 lat. Pod koniec lat 90. pracownicy zaczęli podpisywać oświadczenia, że nie palą ani w pracy, ani w domu. Dodatek za niepalenie to od 80 zł wzwyż - nawet do 300 zł (nawet jeśli ktoś nigdy nie palił) - pisze gazeta.
"Dodatki ustalam indywidualnie. Ktoś starszy, kto pali wiele lat i trudno mu żyć bez nałogu, dostaje maksymalną stawkę" - tłumaczy prezes i właściciel Promotechu Zbigniew Gołąbiewski. - "Kto chciał, ten palił. Kto chciał rzucić, miał dodatkową motywację. Ale od tego roku prawo wymaga, abym nałogowcom zorganizował palarnię" - mówi Gołąbiewski. Pomysł nie wzbudził jego zachwytu. "Po co inwestować w coś, czego nie popieram? Palenie to obrzydliwy nałóg" - tłumaczy - czytamy na łamach dziennika.
Gołąbiewski zorganizował więc spotkanie z pracownikami. Ustalenia: dodatki do pensji dostają palacze i niepalący. Ale na terenie Promotechu kurzenia nie ma. "Kto nie ma w sobie tyle siły, żeby się wyrzec nałogu, dostaje co miesiąc 20 zł. To ekwiwalent za to, że przez 8 godz. nie pali" - wyjaśnia prezes. Każdy, kto w kwietniu zdecydował się rozstać z nałogiem, dostawał dodatek 150 zł. W zakładzie ogólnodostępne są cukierki, gumy do żucia, plastry z nikotyną. Nie pali już blisko 80 osób na prawie 150 zatrudnionych - informuje "Gazeta Wyborcza".
Ludzie jednak, jak to ludzie: zgłosili, że nie palą, a popalają po kątach. Za karę dwóch zwolniono z pracy. Palacze w Promotechu pracy nie dostaną. "Nikogo nie pytam o wyznanie ani jakieś dewiacje. Ale o palenie pytam od razu, i to nie jest jakaś krucjata. Nie chcę tych ludzi zniszczyć, tylko przekonać" - tłumaczy prezes - czytamy na łamach "Gazety Wyborczej".