Prawie wszystko o aborcji w USA
Przerywanie ciąży jest w USA legalne od 30
lat, tj. od decyzji Sądu Najwyższego, który w wydanym w 1973 r.
precedensowym orzeczeniu Roe kontra Wade (Roe v. Wade) uznał, że
kobiety mają konstytucyjne prawo do aborcji po konsultacji z
lekarzem.
28.06.2003 16:20
Zwolennicy zakazu skupieni w ruchu Pro-Life liczyli na jego przywrócenie po mianowaniu do składu Sądu Najwyższego przez republikańskich prezydentów: Ronalda Reagana i George'a W. Busha kilkorga sędziów uważanych za konserwatystów.
Nadzieje te się nie spełniły. W 1992 r. Sąd utrzymał w mocy orzeczenie Roe v. Wade, chociaż przyznał jednocześnie stanom prawo do wprowadzania ustaw ograniczających możliwość aborcji w sposób - jak to określono - "który nie byłby niepotrzebnie uciążliwy" dla pragnących dokonać zabiegu kobiet.
W wyniku tego orzeczenia w większości stanów wprowadzono rozmaite, w istocie niewielkie, restrykcje. W 32 stanach, głównie na południu i środkowym zachodzie, kobiety niepełnoletnie muszą na przykład uzyskać zgodę na aborcję od jednego lub obojga rodziców. W wielu stanach obowiązuje okres zwłoki - od 24 do 48 godzin - przed dokonaniem zabiegu.
Niedawno obie izby Kongresu, dzięki republikańskiej większości, uchwaliły ustawę zabraniającą aborcji w późnej fazie ciąży. Prezydent Bush zapowiedział jej podpisanie. Organizacje ruchu Pro-Choice ("prawa wyboru") usiłowały nie dopuścić do jej zatwierdzenia, argumentując, że późna aborcja bywa niezbędna ze względu na zagrożenie zdrowia lub życia kobiety.
Za ograniczenie prawa do aborcji ruch Pro-Choice uważa także restrykcje dotyczące jej finansowania. Pod naciskiem konserwatystów Kongres zakazał np. pokrywania kosztów zabiegu z federalnego funduszu ubezpieczeniowego dla biednych (Medicaid) z wyjątkiem sytuacji zagrożenia życia kobiety.
Obecnie tylko w 17 stanach wolno asygnować publiczne fundusze na zabiegi przerywania ciąży u najbiedniejszych kobiet. W sumie tylko 14 procent aborcji w USA opłacanych jest z funduszy publicznych, niemal wyłącznie stanowych. Średni koszt ambulatoryjnego zabiegu wynosi 372 dolary (dane za r. 2000).
Od legalizacji w 1973 r. przeprowadzono w USA około 40 milionów (legalnych) aborcji. W 2000 r. dokonano ich 1,31 miliona. W ostatnich latach - jak obliczył wyspecjalizowany w tej problematyce Allen Guttmacher Institute (AGI) - aborcji poddaje się rocznie 2% amerykańskich kobiet w wieku reprodukcyjnym (15-44).
52% poddających się aborcji to kobiety w wieku poniżej 25 lat. Nastolatki stanowią 19% przerywających ciążę. 2/3 aborcji to zabiegi, jakim poddają się kobiety, które nigdy nie były zamężne. Ponad 60% dotyczy kobiet, które mają już co najmniej jedno dziecko.
W badaniach motywacji przerywania ciąży prowadzonych przez AGI kobiety podają głównie trzy powody zabiegu. 75% mówi, że posiadanie dziecka przeszkadzałoby w pracy, nauce i innych obowiązkach; 2/3 twierdzi, że nie mogą sobie pozwolić na dziecko ze względów materialnych; a ok. 50% mówi, że nie chce być samotną matką lub ma problemy w stosunkach z mężem albo stałym partnerem.
Około 13.000 aborcji rocznie jest w USA wynikiem zajścia w ciążę wskutek gwałtu lub kazirodztwa.
Liczba aborcji, która szybko rosła bezpośrednio po orzeczeniu Roe v. Wade w 1973 r., osiągając w 1980 r. 29 na 1000 kobiet (2,9 proc.), od tego czasu stopniowo spada. Obrońcy "prawa wyboru" twierdzą, że dzieje się tak w wyniku kampanii prawicy.
Ich zdaniem, naciski te spowodowały, że np. od 1996 r. spadła o 11% liczba klinik aborcyjnych. Organizacje ruchu Pro-Life pikietują kliniki, usiłując nie dopuszczać do nich kobiet udających się na zabieg. Dochodzi do starć z grupami Pro-Choice. W latach 90. miało miejsce kilka zabójstw lekarzy przerywających ciążę dokonanych przez fanatycznych przeciwników aborcji.
Sprawa przerywania ciąży jest stale przedmiotem kampanii prowadzonych przez lobby obu stron. W każdą rocznicę Roe v. Wade organizacje feministyczne i ruchu Pro Choice urządzają w Waszyngtonie demonstracje na rzecz utrzymania legalności aborcji.
Towarzyszą im kontrdemonstracje zwolenników delegalizacji. W swojej kampanii edukacyjno-propagandowej ruch Pro-Life jako alternatywę dla aborcji proponuje wstrzemięźliwość lub pełną abstynencję seksualną, a w małżeństwie naturalne metody antykoncepcji.
Sprawa aborcji powraca też w kampaniach politycznych, ale panuje przekonanie, że w przewidywalnej przyszłości na pewno nie dojdzie do uchylenia Roe v. Wade.
Za legalnością aborcji opowiada się w USA bowiem - wg sondaży - około 65% Amerykanów i jeszcze większy odsetek kobiet, i nikt z polityków głównego nurtu (tj. z realnymi szansami na zwycięstwa w wyborach prezydenckich) nie odważa się wypowiadać publicznie za zakazem.