Prawdziwych przyjaciół poznaje się w SLD
Na karę 3,5 roku pozbawienia wolności skazał sąd Zbigniewa Sobotkę, posła SLD z okręgu tomaszowskiego i byłego wiceministra spraw wewnętrznych, w sprawie tzw. afery starachowickiej. Mimo wyroku, wojewódzkie władze SLD w Łódzkiem nie zamierzają wykluczyć swojego kolegi z partii, chociaż zawiesił on wczoraj członkostwo w Sojuszu - pisze "Dziennik Łódzki".
Krzysztof Makowski, szef SLD w regionie, podkreśla, że Sobotka był bardzo aktywnym posłem i faktycznie pracującym na rzecz regionu. "Dzięki niemu udało się sfinalizować wiele inwestycji. Był i jest bardzo koleżeńskim człowiekiem. Właśnie ze względu na jego wcześniejszą działalność oczekujemy, że w najbliższych dniach sam podejmie decyzję zgodną z własnym sumieniem" - mówi dziennikowi Makowski.
Poseł Bogdan Bujak z Piotrkowa, bliski partyjny kolega Sobotki, zastrzega, że na temat wyroku sądu nie zamierza dyskutować, ale dopatruje się w nim podtekstu politycznego. "Jeśli prokurator Olejnik jedzie specjalnie do Kielc, żeby podbudować psychicznie prokuratorów, to mam prawo tak myśleć" - dodaje Bujak. "Jako przyjaciel Zbigniewa, tym bardziej jestem zszokowany wysokością wyroku".
Z wyrokiem nie zgadzają się koledzy Sobotki z jego macierzystego koła powiatowego SLD w Tomaszowie Mazowieckim. "Od początku był to proces poszlakowy, a naszym zdaniem, nie udowodniono winy posła Sobotki" - komentuje senator Jerzy Adamski, przewodniczący zarządu SLD w powiecie tomaszowskim.
Kilka miesięcy temu, w trakcie wewnętrznej weryfikacji w partii, władze tomaszowskiego koła Sojuszu deklarowały, że nie podejmą żadnej decyzji w sprawie przyszłości partyjnej Zbigniewa Sobotki do czasu ogłoszenia wyroku. Wyrok zapadł, tymczasem... "Na razie nie mamy zamiaru wyciągać żadnych konsekwencji wobec posła" - podkreśla na łamach "Dziennika Łódzkiego" senator Adamski. (PAP)