PolskaPrawda o śmierci

Prawda o śmierci

Sprawa śmierci Barbary Blidy pokazuje, że PiS i Ziobro na kłamstwie, poniżaniu innych i łamaniu prawa budowali swoją pozycję.

Prawda o śmierci
Źródło zdjęć: © PAP

15.04.2008 | aktual.: 15.04.2008 13:11

Prawie rok po śmierci Barbary Blidy, która zastrzeliła się w swoim domu 25 kwietnia ub. roku, ruszyła wreszcie sejmowa komisja śledcza, która ma wyjaśnić okoliczności tego tragicznego wydarzenia. W poprzednim Sejmie nie było szans, by komisja powstała. Ówczesny marszałek Sejmu, wiceprzewodniczący PiS Ludwik Dorn, odmawiał umieszczenia wniosku o powołanie komisji w porządku obrad. PiS bało się prawdy. Czy komisja, której przewodniczy Ryszard Kalisz, do niej dotrze? Droga do tego daleka. Już od pierwszych minut dwoje posłów PiS, Beata Kempa i Wojciech Szarama, rozpętało akcję paraliżowania prac komisji. Kempa to była wiceminister sprawiedliwości, podwładna Zbigniewa Ziobry. Szarama to były szef delegatury UOP w Katowicach. Czy im się uda? Wszystko zależy do tego, czy reszta komisji im ulegnie, czy pozwoli, by prace skręciły na boczne tory. Zadania komisji nie ułatwia fakt, że znaczna część akt prokuratury została utajniona.

Po co ta komisja?

Gra przedstawicieli PiS w komisji jest czytelna - walczą o swoją partię i jej liderów. Już z tego, co przedostało się do mediów, wyłania się bowiem obraz państwa PiS, które używa całej swojej siły - prokuratorów, policjantów, agentów, mediów publicznych - do niszczenia przeciwników politycznych.

"Na szczytach władzy istniała zorganizowana grupa przestępcza - mówi otwarcie Leszek Piotrowski, pełnomocnik rodziny Blidów. - Te nasiadówy (u premiera, podczas których omawiano, kogo aresztować i jak) miały nieformalny charakter i żywo przypominały mi gangsterskie spotkania w "Ojcu chrzestnym"".

Wątpliwości nie ma również Kazimierz Kutz, reżyser, poseł PO. Komisja - wygarniał posłom PiS w Sejmie - "będzie badała cały wasz aparat, tę prokuraturę, która była całkowicie zdominowana przez ministra sprawiedliwości [Zbigniewa Ziobrę]. I dlatego wy tak się zachowujecie, bo walczycie o własną skórę".

To nie są słowa bezpodstawne. Jeżeli potwierdzi się, że w sprawie Blidy łamane było prawo, to niektórzy politycy PiS nie tylko mogą być wyeliminowani z polskiej polityki, ale czeka ich również odpowiedzialność karna. Zbigniew Ziobro niemal wprost sprzed oblicza komisji śledczej może trafić przed Trybunał Stanu.

Dziś, niemal po roku od tragicznej śmierci, wiemy wystarczająco wiele, by stawiać liderom PiS najpoważniejsze zarzuty. Gra, która będzie się toczyć i w komisji śledczej, i w łódzkiej prokuraturze, będzie więc ważna i pełna emocji. Karty w tej grze już są rozdane. Wiadomo, w co gra PiS, wiadomo, które sprawy będzie chciało ukryć. Wiadomo, jaki jest ten tor przeszkód, który doprowadzi nas do prawdy.

Taktyka PiS

Taktyka PiS jest prosta, mówiono o tym już w grudniu, podczas debaty sejmowej nad powołaniem komisji śledczej. To wtedy pani Kempa wołała, że chce badać sprawę mafii węglowej i w tym kontekście analizować okoliczności śmierci byłej posłanki SLD. Ta taktyka z punktu widzenia PiS ma dobre strony. Po pierwsze, przeciąga prace komisji na wiele lat. Akta mafii węglowej liczą kilkadziesiąt tomów, większość jest tajna, wgłębianie się w to zamuli każdego. Po drugie, PiS liczy na to, że połączy w opinii publicznej właścicielkę firmy handlującej węglem Barbarę Kmiecik (zwaną "Alexis") z Barbarą Blidą. Panie się znały, obdarowywały drobnymi prezentami, więc jest szansa wmawiania opinii publicznej, że tworzyły jakiś "układ". Duża?

Przypomnijmy: zarzut stawiany Barbarze Blidzie opiera się na zeznaniach pani Kmiecik, że pośredniczyła ona w przekazaniu łapówki dla dyrektora jednej ze spółek węglowych. W zamian za pieniądze miał on umorzyć długi firmy pani Kmiecik. Tymczasem, jak wykazało śledztwo, dług nie został umorzony, a sam dyrektor do przyjęcia łapówki się nie przyznał.

Zarzut pani Kmiecik był więc mało wiarygodny, zresztą sami prokuratorzy, którzy prowadzili śledztwo, to mówili. Mówiła to m.in. prowadząca tę sprawę prokurator Małgorzata Kaczmarczyk-Suchan. Na co usłyszała od przełożonych, że nie jest godna być prokuratorem. Ta rozmowa zapisana jest w łódzkiej prokuraturze, która prowadzi śledztwo mające wyjaśnić okoliczności śmierci byłej posłanki. O tym, że zarzut "Alexis" jest nie do utrzymania przed jakimkolwiek sądem, mówiono także podczas jednej ze słynnych nasiadówek u premiera Kaczyńskiego. Mówił o tym prokurator Szałek. Ale jego wątpliwości zostały zgaszone przez szefa ABW Bogdana Święczkowskiego. I tą drogą chce iść pisowski duet w komisji śledczej Beata Kempa-Wojciech Szarama. Chcą przekonywać opinię publiczną, że oskarżenie pani Kmiecik było wystarczające - jeśli nie do skazania, to przynajmniej do zatrzymania.

Co ustaliła prokuratura?

Dodajmy do tego jeszcze jedno. Otóż prokuratura katowicka, która prowadziła sprawę mafii węglowej, doprowadziła ją do końca. I po kilku latach pracy skierowała ją do sądu.

Zarzuty postawiono zaledwie czterem osobom. Na ławie oskarżonych zasiadają więc: Wiesław K., były wiceprezes Rudzkiej Spółki Węglowej (podejrzany o przyjęcie 420 tys. zł łapówki od "Alexis"), Jerzy H., były prezes Nadwiślańskiej Spółki Węglowej (150 tys. zł łapówki), Jacek W., asystent Barbary Kmiecik (w jej imieniu miał dawać łapówki), oraz Henryk D., były poseł AWS. Poseł ten, zdaniem prokuratury, miał pośredniczyć w przekazaniu 100 tys. dol. łapówki dla Jacka Dębskiego, byłego ministra sportu. W zamian zięć "Alexis" miał zostać doradcą ministra.

Najważniejszym jednak elementem jest fakt, że z zarzutów oczyszczono prezesa Rudzkiej Spółki Węglowej, tego samego, któremu Barbara Blida miała rzekomo wręczyć łapówkę. "Uznaliśmy, że materiał dowodowy nie daje podstaw do wniesienia przeciwko niemu aktu oskarżenia", wyjaśnia rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Katowicach.

Co to oznacza? Otóż oznacza to, że również niewinna była Barbara Blida. Jeżeli ktoś nie dostał łapówki, oczywiste jest, że nikt jej nie dał. Nie można dać czegoś, czego nie ma. A jeżeli nikt nie dał, to o co oskarżać?

Pamiętajmy, że po zeznaniach obciążających Blidę prokuratura miała ponad rok na ich zweryfikowanie. Mogła użyć do tego wszelkich środków - zakładać podsłuchy, badać konta, rachunki, przelewy - tak zresztą w sprawie Blidy robiono, tak zeznali prowadzący śledztwo prokuratorzy. I okazało się, że wszystko jest czyste.

Dlaczego więc na szczytach władzy zdecydowano, by Blidę aresztować? Liczono, jak z ubeckim cynizmem mówił podczas narady u premiera szef ABW Bogdan Święczkowski, że "jak posiedzi, to zmięknie"? A może liczono na coś innego - na piękny propagandowy fajerwerk?

Dodajmy do tego jeszcze jeden element - na ławie oskarżonych nie zasiada Barbara Kmiecik. Dlaczego? To przeczytać można na notatce prokuratorów planujących zatrzymania. Otóż szef Prokuratury Okręgowej w Katowicach Krzysztof Błach napisał na niej ręcznie: "nie podzielam stanowiska co do przedstawienia B. Kmiecik zarzutu. W mojej ocenie korzysta ona z przywileju par. 6 art. 229". To oznacza, że "Alexis" zawarła układ z prokuraturą - i w zamian za obciążające, także Barbarę Blidę, zeznania wyszła na wolność.

Tak oto wielkie śledztwo dotyczące mafii węglowej zakończyło się postawieniem banalnych zarzutów czterem osobom. "Prokuratura dała sobie wmówić, że na Śląsku istnieje mafia węglowa - szydził więc Leszek Piotrowski. - Cztery osoby to ledwie szajka, a nie poważny gang. Góra urodziła mysz".

Słowa Piotrowskiego wymagają kilku zdań komentarza. Otóż mniej więcej w tym samym czasie, kiedy podwładni Zbigniewa Ziobry prześwietlali Barbarę Blidę i szykowali się, by ją aresztować, w warszawskim sądzie toczyła się sprawa tzw. szafy Lesiaka, czyli inwigilacji prawicy. W tej sprawie pokrzywdzeni byli też politycy PC i RdR, z Jarosławem Kaczyńskim na czele. To ich inwigilować miał zespół prowadzony przez płk. Lesiaka. Ostatecznie sprawa zakończyła się dość dziwnie, bo zarzuty uległy przedawnieniu, ale nie to jest istotne. Otóż jako jeden ze świadków zeznawał były szef MSW Andrzej Milczanowski, przełożony Lesiaka. I mówił rzeczy szalenie dla Kaczyńskich niewygodne - że z różnych źródeł organy ścigania otrzymywały informacje, że partia Kaczyńskich, Porozumienie Centrum, prowadzi jakieś dziwne transakcje, w zasadzie nielegalne, jest zamieszana w pieniądze FOZZ. I on, szef MSW, zmuszony był całą sprawę zbadać. Mechanizm więc, zarówno w sprawie inwigilacji prawicy, jak i w sprawie Blidy, był identyczny. Mamy
wielką aferę (FOZZ, Art-B, mafia węglowa) i znajdujemy ludzi, którzy tę aferę połączą z naszymi politycznymi przeciwnikami (w sprawie inwigilacji prawicy byli oni chyba jednak bardziej wiarygodni niż w przypadku Barbary Blidy). I to już wystarczy, by prowadzić działania operacyjne. By oskarżać. Zamykając ten wątek, warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden fakt. Otóż śledztwo w sprawie mafii węglowej zostało zamknięte. Akt oskarżenia trafił do sądu. Jak więc w tej sytuacji powinna się zachować komisja śledcza? Na pewno bez większego sensu byłoby, gdyby sama zaczęła badać sprawę mafii węglowej, czyli poprawiać prokuratorów. To byłoby śmieszne. Natomiast powinna prześledzić co innego - w jaki sposób przełożeni prokuratorów sterowali śledztwem. Jak jedne wątki wyciszali, a inne polecali rozwijać. I z jakimi intencjami. Komisja powinna wyświetlić ten mechanizm - nacisku na prokuratorów i zdalnego sterowania śledztwem pod z góry wyznaczoną tezę.

Czy to nastąpi? Wszystko zależeć będzie od tego, czy posłowie zasiadający w komisji śledczej dadzą się zakrzyczeć pisowcom, zepchnąć na boczne tory. Pojedynek o prawdę będzie też pojedynkiem charakterów.

Tajemnicza zmiana miejsc

Sprawa okoliczności śmierci Barbary Blidy jest wielowątkowa. Ślady nacisku władzy na organa ścigania są w wielu miejscach. Dziś możemy je zidentyfikować. I można mieć tylko nadzieję, że komisja śledcza dokładnie wszystko wyjaśni. I pokaże mechanizm państwa PiS. Komisja zdecydowała, że najpierw przesłuchiwani będą prokuratorzy katowiccy, którzy prowadzili sprawę mafii węglowej i którzy postawili zarzuty Barbarze Blidzie.

Na pewno bardzo ciekawe będzie usłyszeć od nich, jak prowadzili swoje działania i w jakim stopniu naciski z góry te działania ukierunkowywały.

O tym mówił, jeszcze za rządów PiS, bardzo wyraźnie katowicki prokurator Emil Melka. To on prowadził śledztwo w sprawie mafii węglowej i został od niego odsunięty. Jak nieoficjalnie mówiono, dlatego że nie chciał postawić zarzutu Barbarze Blidzie. Czy tak było rzeczywiście? O to pytał go parę miesięcy temu dziennikarz "Przekroju". Melka odpowiedział mu wówczas, że o sprawie może dłużej rozmawiać, ale dopiero za dwa lata (wtedy, jak mniemał, PiS straci władzę...). Powiedział też, że nie zdradzi kulis postępowania, które prowadził, "ponieważ zostawia wiedzę na komisję śledczą".

Warto przypomnieć, że natychmiast po tym wywiadzie prokuratura wszczęła przeciwko Melce postępowanie, przełożeni zaś zaczęli na niego naciskać, by swoje słowa odwołał, a także potajemnie go nagrywać.

Zeznania Melki mogą też pomóc w wyjaśnieniu dwóch innych wątków sprawy. Pierwszy dotyczy jego następców, którzy przejęli śledztwo. O tych wątpliwościach pisaliśmy w grudniu ub.r. ("Przegląd" nr 50, z 13.12.2007 r.), warto więc je przypomnieć:

"O tym, że sprawa mafii węglowej była dla Ziobry rzeczą drugorzędną, że patrzył na nią z punktu widzenia korzyści politycznych, świadczą co najmniej dwa wydarzenia.

O pierwszym mówi prokurator Tomasz Balas, który przejął po Melce śledztwo w sprawie mafii węglowej. Balas otrzymał do pomocy trzech asesorów. Wydawało się więc, że poprowadzi śledztwo trzy razy szybciej od poprzednika. Ale okazało się to niemożliwe. Dlaczego? Otóż, jak zeznał Balas, plan śledztwa ustalono w sposób następujący: Piotr Wolny miał zająć się korupcją w sektorze górniczym, Sebastian Głuch »nieprawidłowościami w sektorze szeroko pojętej lewicy«, a Małgorzata Kaczmarczyk-Suchan - »finansowaniem« Barbary Blidy przez Barbarę Kmiecik.

Z informacji prokuratorów wynika, że ten plan został narzucony im z góry. Bo szefostwo domagało się sukcesów i poleciło skupić się na »najbardziej obiecujących wątkach«. Dla prokuratorów Ziobry »najbardziej obiecujące wątki« to były te, w które można było zamieszać polityków lewicy, mimo że siłą rzeczy mogli oni w aferze węglowej odgrywać role co najwyżej marginalne.

W ten sposób, w imię walki z lewicą, zmarnowano pracę dwójki prokuratorów, którzy zajmowali się wątkami de facto politycznymi. Dodajmy, że ta praca nie przyniosła spodziewanych przez Ziobrę rezultatów. Dwójka asesorów nie znalazła nic obciążającego, a prokurator Kaczmarczyk-Suchan wręcz oczyściła Blidę z zarzutów finansowania budowy jej domu w Szczyrku przez Barbarę Kmiecik. I była przeciwna zatrzymaniu Barbary Blidy. Ale zwierzchnicy podjęli decyzję za nią".

I jest jeszcze jeden wątek, który dobrze byłoby wyjaśnić do końca. Bo dobrze byłoby wiedzieć, jak przebiegały rozmowy Barbary Kmiecik z prokuratorami i oficerami ABW. W jaki sposób zawarto z nią "układ". Barbara Kmiecik w połowie lat 90., gdy jej firma kwitła, bardzo swobodnie poruszała się w śląskim establishmencie. Znała kilkadziesiąt osób ze śląskiego świecznika, polityków, urzędników, dyrektorów i prezesów oraz duchownych. Potwierdza to tzw. notes "Alexis", czyli notes, w którym Barbara Kmiecik zapisywała nazwiska znajomych. Niektórzy sugerują, że były to nazwiska ludzi, których w taki czy inny sposób "sponsorowała". Jeżeli tak, to dlaczego prokuratura nie poszła tym śladem? Czy to przypadek, że "Alexis" obciążyła Blidę i że to wystarczyło, by prokuratura zawarła z nią "układ" i wypuściła na wolność? Jak wyglądał sam moment zawierania "układu"? Czy pani Kmiecik sądziła, że śledczy oczekują od niej takich, a nie innych nazwisk?

Tajne spotkania u premiera

Bo o tym, że "na górze" było oczekiwanie na określone nazwiska, chyba wszyscy wiedzieli. Mechanizm ten ujawnił Janusz Kaczmarek, były minister spraw wewnętrznych, opisując tajne narady organizowane u premiera.

W sumie tych spotkań było pięć. Zwoływano je ad hoc, wieczorem, nawet nocą, bez protokolantów, bez notatek, de facto bez jakichkolwiek śladów. Spotkaniu przewodniczył premier, a zaproszeni byli szef MSW Janusz Kaczmarek, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, komendant główny policji Konrad Kornatowski, szef ABW Bogdan Święczkowski, szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej Tomasz Szałek, a także minister koordynator Zbigniew Wassermann. Czyli nadzorcy struktur policyjnych, siłowych.

Gdyby nie Kaczmarek, który przerwał zmowę milczenia, być może o tych naradach nie wiedzielibyśmy do dzisiaj.

Nie złapalibyśmy również Zbigniewa Ziobry na kłamstwie. Bo w Sejmie, po samobójczej śmierci Barbary Blidy Ziobro mówił posłom: "Miałem ogólne informacje. Moja wiedza o zarzutach wobec pani Blidy miała charakter sygnalityczny". Tymczasem, jak ujawnił Janusz Kaczmarek, a w wielkim stopniu potwierdził Jarosław Kaczyński, podczas tajnych obrad u premiera szczegółowo omawiano całą operację związaną z aresztowaniem byłej posłanki.

Kaczmarek opowiadał, jak i on, i prokurator Szałek powątpiewali w siłę dowodów, które zgromadzili prokuratorzy prowadzący śledztwo. Mówiąc, że każdy sąd je odrzuci. Tymczasem Ziobro miał zapewniać, że są mocne. Czy tak mówi człowiek, który ma "wiedzę sygnalityczną"? Ziobro miał też zapewniać Kaczyńskiego, że poprzez Blidę uda się "wyjść" na Leszka Millera i Aleksandra Kwaśniewskiego, że wreszcie uda się pokazać ten filar mitologii PiS, czyli "układ". Kaczmarek opowiedział także o Bogdanie Święczkowskim, który stwierdził, że jak Blida posiedzi, to zmięknie.

"To była tajność na szczytach władzy - mówi o tych spotkaniach Leszek Piotrowski. - Tak właśnie działa zorganizowana grupa przestępcza. To były spotkania niekonstytucyjne - ani Rada Ministrów, ani nawet jej część. Brali w nich udział minister sprawiedliwości, szef ABW, szef CBA, człowiek z Prokuratury Krajowej. Radzili, jak załatwić przeciwników politycznych. Zastanawiali się, komu zrobić sprawę, kogo aresztować, zatrzymać. Robili to z wyłączeniem władzy sądowniczej! A przecież od decydowania, czy zatrzymać Blidę, czy nie, była prokuratura w Katowicach".

Piotrowski wskazuje istotny szczegół. Otóż podczas jednej z narad premier miał powiedzieć, że zgadza się na aresztowanie Blidy, tylko żeby zrobiono to z taktem, nie zakładając jej kajdanek.

"Jeśli narada kończy się tak, że premier mówi, żeby tylko nie zakładać kajdanek, to co to znaczy? - pyta pełnomocnik rodziny Blidów. - Ano, że zapada decyzja o aresztowaniu. Na jakiej podstawie? Zeznań dwóch niewiarygodnych świadków! Bo oprócz zeznań rzekomej przyjaciółki pani Blidy mieli zeznania człowieka skazanego za oszustwa. To przecież żaden dowód! Święczkowski powinien siedzieć za tworzenie fałszywych oskarżeń".

Przebieg narad u Kaczyńskiego jest niezwykle istotny. Kompromituje premiera i jego współpracowników nie tylko politycznie. Pokazuje ich niczym zwykłych mafiosów, którzy zbierają się po nocach i planują, kogo aresztować, komu założyć kajdanki, a komu nie, i jakie z tego będą korzyści. Powinien również znaleźć się pod lupą prokuratorów - którzy odpowiedzą, czy zgromadzeni na spotkaniu dżentelmeni mieli prawo podejmować te decyzje. Decydować za prokuratorów i funkcjonariuszy prowadzących sprawę.

Wielki Brat pana prokuratora

Z zeznań prokuratorów i funkcjonariuszy ABW wynika jednoznacznie, że śledztwo, które prowadzili, było sterowane przez zwierzchników. Zeznał to prokurator Tomasz Balas: "Samo zainteresowanie sprawą ze strony przełożonych, ilość spotkań i rozmów, było rzeczą nadzwyczajną, niespotykaną w innych sprawach, może z wyjątkiem Orlenu. Odniosłem wrażenie, że prokurator okręgowy stara się nas kontrolować". I kontynuował: "Termin [zatrzymania Barbary Blidy - przyp. RW] nie był wynikiem naszej inicjatywy. (...) Do mojego pokoju przyszedł prok. Wójcik [naczelnik wydziału śledczego], zawołałem pozostałych referentów sprawy na jego życzenie i wyraził to takimi słowami: prokurator okręgowy Krzysztof Błach chciałby, aby ta realizacja miała miejsce 24 lub 25 kwietnia (...). Jedyną rzeczą, która gdzieś tam człowieka dotknęła, jest fakt, że ktoś przychodzi i proponuje termin".

Po takim "ustaleniu" terminu zatrzymania prokuratorzy prowadzący sprawę powiadomili ABW, polecając agencji operację zatrzymania. Tymczasem okazało się, że ABW termin już zna. Termin ustaliła "góra", swą decyzję przekazując niżej. Czyli konkretnie kto? To także trzeba będzie wyjaśnić. Zrekonstruować cały łańcuszek poleceń, teoretycznie nieformalnych, ale które w rzeczywistości całą tę machinę napędzały.

Kto zamówił kamerę?

To, że owa machina służyła propagandzie i polityce, a nie sprawiedliwości, pokazuje epizod z kamerą. Feralnego dnia razem z ekipą, która miała aresztować Blidę, przyjechali funkcjonariusze ABW z kamerą. Co mieli kręcić? Jeśli mieli dokumentować "czynności operacyjno-śledcze", czyli samo aresztowanie byłej posłanki oraz przeszukanie w jej domu, powinni wejść do środka. Zostali na zewnątrz. Czyli mogli - i taki mógł być jedynie cel ich przyjazdu - sfilmować Blidę wyprowadzaną przez funkcjonariuszy z domu. Po co? "Paparazzi z ABW" już to powiedzieli - materiał z aresztowania miał być emitowany w telewizji publicznej.

Czyli miało być kolejne show, jakie w tym czasie urządzano. Jest bardzo prawdopodobne, że to zadecydowało o tragicznym geście Barbary Blidy. Była politykiem, więc doskonale wiedziała, że przed jej domem stoi kamera, że film z jej aresztowania będzie w "Wiadomościach", z komentarzem, że oto ujęto kolejną złodziejkę. Że zostanie zhańbiona i splugawiona w oczach rodziny, sąsiadów, przyjaciół. Wiedziała też, że po takim "filmie hańby" nie oczyści się już nigdy. To było dla niej śmiercią.

Czy taki obraz Barbara Blida widziała w ostatnich minutach swego życia? Tego już nigdy się nie dowiemy. Natomiast powinniśmy się dowiedzieć, kto zdecydował, że pod dom Blidów ma jechać kamera. Że mają być nakręcone takie, a nie inne ujęcia. I jaki miał być ich los. Komisja śledcza powinna sprawdzić kontakty wykraczające poza normalne stosunki służbowe Zbigniewa Ziobry z niektórymi mediami. To będzie trudne, bo Ziobro używał telefonów na kartę, najwyraźniej po to, żeby nie było wiadomo, z kim rozmawia. Tak jak to robią gangsterzy. Karty SIM z tych telefonów zabrał ze sobą. Służbowy laptop zniszczył. Ale być może uda się pewne mechanizmy zrekonstruować.

Warto pamiętać, że dzień przed aresztowaniami TVP nadała program o mafii węglowej. Czy to przypadek? Tylko naiwny może w to uwierzyć. A jeżeli nie był to przypadek, powinniśmy poznać mechanizm - głęboko patologiczny - kształtowania przez polityków programów telewizji publicznej. Wepchnięcia TVP w tryb partyjnej propagandy.

Komisja powinna również sprawdzić, czy rzeczywiście w dniu aresztowań miała się odbyć na Śląsku konferencja prasowa Ziobry. Bo jak zeznał jeden z prokuratorów, materiały na tę konferencję były już przygotowane.

Czyli szykowane było kolejne show ze Zbigniewem Ziobrą w roli głównej. Który miał ogłosić aresztowanie 12 osób (potem wszystkich wypuszczono), ogłosić rozbicie mafii węglowej, pokazać Blidę jako bez mała szefową tej mafii, nazwać ją złodziejką.

Na kłamstwie, poniżaniu innych i łamaniu prawa PiS i Ziobro budowali swoją pozycję.

Czas wreszcie ten mechanizm pokazać. Łańcuszek podejmowanych decyzji, używanie prokuratury i ABW do działań sprzecznych z prawem, nadużywanie władzy.

To wszystko zresztą powoli wychodzić będzie na światło dzienne. To już widać, tego już pisowcy nie zawrzeszczą. Nie schowają. Ława oskarżonych zbliża się do nich powoli, ale nieubłaganie.

Robert Walenciak

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (0)