Prasa: żałosny koniec katastrofalnej przygody w Iraku
Brytyjski "Daily Mail" pisze we wtorek o przyspieszonym o dwa dni przekazaniu władzy tymczasowemu rządowi irackiemu, akcentując, że "nie ma czego świętować". Przekazaniu władzy w Iraku, że "przypomina koniec wojny wietnamskiej" - uważają rosyjskie "Izwiestija".
29.06.2004 | aktual.: 29.06.2004 10:51
"Nic nie symbolizuje katastrofalnej przygody Brytyjczyków i Amerykanów w Iraku dobitniej niż sposób, w jaki przekazano tam władzę. To wspaniałe 'święto demokracji' musiano w pełnej tajemnicy przyspieszyć o dwa dni - a parę minut potem cywilny administrator Paul Bremer odjechał. Gdyby okupacja była sukcesem, mielibyśmy zaplanowane co do minuty relacje mediów, tak jak w przypadku inwazji w zeszłym roku. Ale smutna prawda wygląda po prostu tak, że nie ma czego świętować - pisze brytyjska gazeta.
"Koalicjanci, rozwiązując siły zbrojne, administrację i policję Saddama, przekazali kraj, który praktycznie nie nadaje się do rządzenia. A wojna z terroryzmem? Do Iraku - kraju, który stał w zaciekłej opozycji do Osamy bin Ladena - ciągnie teraz Al-Kaida. Iran pracuje nad własną bronią atomową. Arabii Saudyjskiej grozi załamanie się pod presją islamskiego fundamentalizmu. Konflikt bliskowschodni jest gorszy niż kiedykolwiek. Nic dziwnego, że tej nowej epoki w Iraku nie wita się fanfarami".
"George W. Bush dotrzymał obietnicy. Wszystko wydaje się logiczne. Kiedy jakieś wielkie mocarstwo prowadzące 'małą wojnę' wyczuwa, że wikła się w walkę partyzancką i w walkę z terrorystami, prędzej czy później taka decyzja staje się konieczna. Trzeba przeciągnąć na swoją stronę którąś z lokalnych elit i stworzyć armię z miejscowych" - zauważają rosyjskie "Izwiestija".
"To samo zrobił Nixon, kiedy zdał sobie sprawę, że wojna wietnamska znalazła się w ślepym zaułku. Wtedy Amerykanie działali zgodnie z maksymą: 'Niech Azjaci powybijają się nawzajem'. Teraz Bush, zaniepokojony spadkiem popularności w okresie przedwyborczym, zdecydował się na dokładnie takie samo rozwiązanie" - ocenił rosyjski dziennik.