Prąd w promocji

Niższe taryfy w nocy, gratisowe kilowatogodziny, upusty dla stałych klientów… – tym już wkrótce mogą nas zaskoczyć zakłady energetyczne, które z nowym rokiem zaczną działać wedle zasad wolnego rynku. Ceny energii wzrosną, ale jej dostawcy już szykują się do boju o nasze zużywane kilowatogodziny.

Prąd w promocji
Źródło zdjęć: © Gość Niedzielny | studio gn

16.11.2007 | aktual.: 17.11.2007 18:40

Energia to na rynku towar nietypowy: nie liczy się jej marka, jakość jest zawsze ta sama, nie ma „tańszego” odpowiednika… To, co klienta najbardziej interesuje, to kwota na fakturze, którą ma zapłacić. A w przyszłym roku rachunki za prąd będą wyższe od tegorocznych o kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt procent. Czy winne jest uwolnienie cen energii?

Jak to działa?

Do 1 lipca br., włączając telewizor czy komputer, nie myśleliśmy nawet, skąd płynie do niego prąd. Byliśmy przypisani do regionalnego zakładu energetycznego i skazani na jego usługi. Od lipca system nieco się zmienił: oddzielono funkcję dostawcy prądu (tego, który transportuje), od tego, kto go nam sprzedaje. Dzięki temu na przykład mieszkaniec Warszawy może kupować tańszy prąd od sprzedawcy z Opola albo ze Stalowej Woli, chociaż praktycznie będzie on wyprodukowany w elektrowni w Ostrołęce. Odległość nie ma znaczenia, bo prąd, chociaż kupowany w odległych miejscach, dostarczany jest przez lokalnego dystrybutora, po stałych, urzędowych cenach. Dzieje się tak z dwóch powodów: prądu nie da się magazynować, a jego przesyłanie odbywa się istniejącymi sieciami, w warunkach naturalnego monopolu. Kupowanie jest więc czysto wirtualne i odbywa się w gabinetach księgowych. Prąd wyprodukowany we wszystkich elektrowniach trafia do jednego „worka” – Polskich Sieci Energetycznych, które rozdzielają go według
zapotrzebowania. Zapotrzebowania, które zgłaszają im firmy sprzedające, według m.in. naszych, klientów, zamówień. Na podstawie danych od klientów PSE informują poszczególne elektrownie, ile prądu mają wyprodukować.

Za co płacimy?

Przeciętnie czteroosobowa rodzina płaci za energię 150 zł miesięcznie. Na rachunku ma wyszczególnione opłaty: za sprzedaż energii (stanowi ok. 30 proc.), za jej dystrybucję (ok. 40 proc.) oraz opłatę abonamentową.

Prąd jest objęty akcyzą i to niemałą. Podatek fiskusowi płacą producenci energii, czyli elektrownie. Unia Europejska domaga się, by tak jak w innych państwach, podatek przenieść na sprzedających. Dla klientów nie ma to większego znaczenia, ale dla sektora – tak. Jeśli podatek płaci sprzedający, to odprowadzany jest on od rzeczywiście sprzedanej energii. Jeśli wytwórca – płaci go także za straty powstałe w czasie przesyłu, czyli za prąd, który nigdy nie dotrze do odbiorców. Eksperci mówią, że sektor energetyczny może zaoszczędzić na zmianie płatnika podatku nawet 20 zł na megawatogodzinie. Straci na tym budżet państwa.

Uwolnienie, czyli co?

Możliwość wyboru sprzedawcy jest na razie trudna. Firmy mają taką możliwość już od trzech lat, ale na 8 mln klientów do tej pory skorzystało z niej zaledwie 35. Także konsumenci indywidualni nie spieszą się ze zmianą sprzedawcy. Sześcioetapowa procedura jest bowiem tak skomplikowana, że tylko najwytrwalsi zechcą chodzić od zakładu do zakładu i od okienka do okienka. Zapewne zmieni się to po 1 stycznia, kiedy zakłady, konkurując o klienta, będą starały się ułatwić jego przejście od konkurencji.

Poza tym do tej pory ceny energii elektrycznej w różnych zakładach były zbliżone, bo mieściły się w urzędowych „widełkach”. Urząd Regulacji Energetyki co roku zatwierdzał taryfy cen sprzedaży energii i pilnował, żeby nie były za wysokie. Po 1 stycznia będą je ustalali sami sprzedawcy. Czy poszybują w górę?

…i dlaczego tak drogo?

Ceny wzrosną, ale niekoniecznie z powodu ich uwolnienia. Ponad 90 proc. naszego prądu produkowane jest z węgla kamiennego i brunatnego, których cena w przyszłym roku może wzrosnąć nawet o jedną piątą. Drożeje surowiec – zdrożeje też produkt końcowy. Niedoinwestowany od kilkudziesięciu lat sektor energetyczny dostaje zadyszki. Elektrownie są przestarzałe, kosztowne, a sieci przesyłowe nie są w stanie nadążyć za szybko rozwijającą się gospodarką. Gospodarka potrzebuje nowych mocy. W najbliższych latach sektor energetyczny musi więc mocno zainwestować. Inwestycje w elektrownie i sieci są drogie, a zapłaci za nie, niestety, klient.

Inwestycje są niezbędne także dlatego, że wymagają tego od nas normy Unii Europejskiej. Ustalone na przyszły rok limity emisji dwutlenku węgla są niższe niż chciała tego Polska. To znaczy, że nasze elektrownie, które są głównymi producentami dwutlenku węgla, muszą zmodernizować urządzenia albo płacić kary. W ostatecznym rozrachunku zapłacą za nie klienci.

– Polska nie spełnia norm dotyczących produkcji energii ze źródeł odnawialnych – podkreśla Tomasz Chmal, ekspert Instytutu Sobieskiego. – W tym roku z tych źródeł powinno pochodzić 5 proc. wyprodukowanej w Polsce energii. Uzyskamy zaledwie 3 proc. W przyszłym roku Unia chce, by było to 7 proc. A trzeba pamiętać, że energia wiatrowa, wodna jest droższa od produkowanej w konwencjonalnych elektrowniach.

Energia elektryczna w najbliższych latach będzie drożeć także dlatego, że będzie równała do cen europejskich. Prąd w polskich mieszkaniach jest wciąż o jedną trzecią tańszy niż ten w Niemczech, Wielkiej Brytanii czy Francji.
– Ceny muszą się wyrównywać, chociaż potrwa to pewnie kilka lat, bo inaczej energia uciekłaby z Polski do krajów, które płacą za nią drożej – tłumaczy Tomasz Chmal.

Klient zyska?

Kiedy pod koniec października Urząd Regulacji Energetyki ogłosił decyzję o uwolnieniu cen energii, poseł Adam Szejnfeld, poseł Platformy Obywatelskiej, nazwał tę decyzję nieodpowiedzialną politycznie i gospodarczo. Ekonomiści przekonują, że wbrew temu, co mówią politycy, uwolnienie cen to właściwy krok. To szansa na rozwój przestarzałego sektora, bo jeśli chcemy mieć prąd, musimy budować nowe elektrownie. A dla kieszeni klientów może okazać się nie tak straszne.

– Podwyżki cen rzeczywiście muszą być, ale konkurencja, która będzie między sprzedawcami energii, może spłaszczyć ich wysokość. Każdemu będzie zależało na tym, żeby zdobyć klienta i przedstawić lepszą ofertę od konkurencji. Ten, kto podniesie cenę zbyt wysoko, ryzykuje utratą klientów – podkreśla Chmal.

Już teraz zakłady energetyczne reklamują się w telewizji, prowadzą kampanie reklamowe „na swoim terenie”, ułatwiają życie klientom, otwierając nowe punkty obsługi, uruchamiając infolinie, proponując obsługę przez Internet. Jedne wspierają placówki służby zdrowia, drużyny sportowe, inne dają pieniądze szkołom, wyposażają uczniów w plakietki odblaskowe, instalują na przystankach autobusowych podgrzewane ławki albo na słupach energetycznych montują platformy dla bocianów.

– Konkurencja, reklama… to jest dla nas nowość – mówi Beata Ostrowska z gdańskiej firmy Energa SA. – Myślę, że ceny energii, zaproponowane przez spółki na nowy rok, nie będą się bardzo różnić. Konkurować będziemy jakością obsługi klienta, ułatwieniami w załatwieniu formalności.

Eksperci przewidują jednak, że rynek energii będzie rozwijał się podobnie jak sektor telefonii. W Wielkiej Brytanii po uwolnieniu rynku energii sprzedawcę zmieniła połowa konsumentów.

– Być może zakłady energetyczne będą nas zachęcały tym, że ich prąd pochodzi z „elektrowni ekologicznych” – mówi Tomasz Chmal. – Może wprowadzą tańszą taryfę nocną i Polacy będą włączać pralki nocą. Może będą proponować darmowe porady ekspertów, którzy wskażą nam, gdzie mamy największe zużycie prądu i jak możemy zmniejszyć rachunki. Może będziemy mieli godzinę świecenia gratis?! Możliwości jest wiele.

Ze zmianą sprzedawcy warto więc poczekać i zobaczyć, czym w przyszłym roku zakłady energetyczne nas zaskoczą. I oby nie były to wyłącznie wyższe rachunki.

Jak zmienić sprzedawcę energii?

  1. Zawrzeć umowy z nowym sprzedawcą – żeby nie pozostać bez prądu, nowa umowa sprzedaży powinna wejść w życie z dniem wygaśnięcia starej.
  2. Wypowiedzenie umowy sprzedaży dotychczasowemu sprzedawcy – gdy sprzedawcą była spółka dystrybucyjna, odbiorca wypowiada umowę dotyczącą zarówno sprzedaży energii, jak i jej dystrybucji.
  3. Zawarcie umowy o świadczenie usługi dystrybucji z operatorem systemu dystrybucyjnego.
  4. Pisemne poinformowanie operatora systemu dystrybucyjnego o zawarciu nowej umowy sprzedaży (trzeba określić m.in. planowane ilości dostaw energii).
  5. Dostosowanie liczników.
  6. Końcowy odczyt licznika i rozliczenie ze „starym” sprzedawcą.

Joanna Jureczko-Wilk

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)