Pracownik lotniska w Kanadzie mógł pomóc Polakowi
Kanadyjski dziennik "National Post" napisał, że w dniu śmierci Roberta Dziekańskiego na lotnisku w Vancouver przebywał pracownik mówiący po polsku. Polak zginął w wyniku niefortunnej interwencji lokalnej policji, która nie była w stanie porozumieć się z Polakiem. Władze kanadyjskiej prowincji przeprosiły za incydent na lotnisku i zapowiedziały śledztwo.
20.11.2007 | aktual.: 04.01.2008 08:54
Galeria
[
]( http://polonia.wp.pl/country,0,gid,9404055,page,1,galeriazdjecie.html )[
]( http://polonia.wp.pl/country,0,gid,9404055,page,1,galeriazdjecie.html )
Śmierć Polaka na kanadyjskim lotnisku
Karol Vrba jest słowackim emigrantem i był w pracy w dniu, w którym Robert Dziekański zginął. Mimo, że posługuje się językiem polskim i rosyjskim nie został poproszony o udzielenie pomocy w próbach porozumienia się z Polakiem, który nie znał angielskiego. Śmierć Polaka Słowak zobaczył dopiero na filmie, który pokazała telewizja.
W momencie gdy centrum operacyjne lotniska dostało informacje o zachowaniu Dziekańskiego, Vrba był akurat w pobliżu. Potem wyszedł poza budynek lotniska.
Gdy wróciłem, zapytałem, co się stało. Powiedzieli mi, że jakiś Polak albo Rosjanin sprawiał problemy. Przecież mówię w tych językach. Mogłem pomóc. Dlaczego mnie nie wezwaliście? - pytałem. Tak wspomina zdarzenie Słowak.
Vrba zdecydował się na rozmowę z dziennikarzem gazety, bo miesiąc po tragedii stracił pracę. Jego zdaniem dlatego, że odważył się głośno mówić o śmierci, której można było zapobiec.
"National Post" napisał też, że jeden z pracowników ochrony lotniska, który był świadkiem interwencji policji, był przeszkolony w obsłudze defibrylatora i mógł pomóc w reanimacji nieprzytomnego Polaka. Jednak, jak powiedział dziennikowi wiceprezes zarządu lotniska Paul Levy, na miejsce wezwano karetkę z Vancouver.
Odziały straży pożarnej na lotnisku są przeszkolone w udzielaniu pierwszej pomocy, ale procedura nakazuje zawiadomienie pogotowia ratunkowego z terenu miasta. Zarząd lotniska nie chce komentować tej sprawy zasłaniając się przepisami o ochronie prywatności.
W poniedziałek szef rządu prowincji Kolumbia Brytyjska oficjalnie wystosował przeprosiny do matki zmarłego Polaka. Chciałbym przeprosić za to, co miało miejsce. To wydarzenie uraziło tę panią na wiele więcej sposobów niż potrafię sobie wyobrazić. Jestem pewien, że policja również przeprosi. W imieniu wszystkich mieszkańców Kolumbii Brytyjskiej, przepraszam - mówił Gordon Campbell.
Władze prowincji zapowiedziały też przeprowadzenie publicznego śledztwa, które zbada użycie paralizatora wobec Polaka.