Pracowała w TVP na umowie o dzieło. Teraz telewizja żąda od niej 68 tys zł kary
Dziennikarka pracowała w TVP przez 12 lat. Gdy ją zwolniono zwróciła się do sądu o uznanie stosunku pracy za lata, gdy była na tzw. śmieciówce. Sąd przyznał jej etat i nakazał Telewizji Publicznej zwrócić 80 tysięcy zaległych składek ZUS. TVP to zrobiła, ale jednocześnie zażądała, aby później kobieta oddała im tę sumę. Sprawę opisał Newsweek.
Pani Ewa przez pierwsze dziewięć lat pracowała na umowie o dzieło, a później już na etacie. Wykonywała takie same obowiązki jak jej koledzy zatrudnieni w oparciu o umowę o pracę, ale jednocześnie nie miała możliwości skorzystania ze zwolnienia lekarskiego czy płatnego urlopu. Gdy ją zwolniono zwróciła się do sądu o uznanie stosunku pracy za lata przepracowane na umowie o dzieło.
Sąd przyznał jej etat i nakazał Telewizji Publicznej zwrócić 80 tysięcy zaległych składek ZUS. TVP uregulowała dług, ale później wysłała do swojej byłej pracowniczki pismo z prośbą o oddanie tej sumy. Ich zdaniem pani Ewa wzbogaciła się na TVP. Dziennikarka nie była w stanie ich zapłacić, więc Telewizja Publiczna skierowała sprawę do sądu. Ten stwierdził, że wina leży po stronie pracodawcy, który nie może za swoje błędy obciążać kosztami pracownika.
TVP była nieugięta i odwołała się od wyroku. Trzy miesiące temu Sąd Apelacyjny nałożył na kobietę 72 tysięcy złotych kary. Pozostałe 8 tysięcy to składki przedawnione, których zwrotu nie można wymagać. Teraz kobieta musi co miesiąc oddawać byłemu pracodawcy około tysiąc złotych plus odsetki.
Sąd w absurdalny sposób uzasadnił ten wyrok. Jego zdaniem kobieta wcale nie musiała podpisywać umowy z TVP, a pracodawca gdyby wiedział, że będzie musiał uregulować zaległe składki, to od początku dawałby dziennikarce większą pensję.
Pani Ewa jest załamana tą sytuacją. Wychowuje samotnie dwie córki, a nałożona na nią kara, to połowa jej obecnego wynagrodzenia. Ponadto TVP pozostawiła bez reakcji jej prośbę o odciążenie ją z kosztów sądowych i odsetek.
oprac. Klaudia Stabach