Praca dla Millera
Czy były szef rządu Leszek Miller (SLD) ma
szanse na znalezienie pracy - zastanawia się "Dziennik Polski".
Leszek Miller nie chce startować w wyborach do Senatu. Zamierza szukać pracy poza parlamentem. Ile chciałby zarabiać? "Niezbyt dużo. Tak na poziomie dzisiejszego posła. To zupełnie wystarczy" - dziennik cytuje wypowiedź byłego premiera dla radia TOK FM.
Czy Leszkowi Millerowi łatwo będzie znaleźć pracę? - pyta gazeta. "Od czterech lat na czarno składam komputery, bo nie mogę znaleźć pracy w wyuczonym zawodzie, jako nauczyciel" - opowiada dziennikowi Adam Słomka, polityk KPN, który w Sejmie spędził trzy kadencje.
"Rzadko po dłuższej karierze w polityce można liczyć na dobrą pracę. Zatrudniane są osoby aktywne na rynku pracy" - mówią "Dziennikowi Polskiemu" tzw. łowcy głów, czyli head hunterzy z warszawskich firm zajmujących się rekrutacją.
Gazeta przygotowała życiorys byłego premiera, który przedstawiła firmom rekrutującym pracowników do dużych spółek - tylko takie przedsiębiorstwa mogłyby zapłacić Leszkowi Millerowi 10 tys. zł miesięcznie (tyle wynosi pensja poselska). Head hunterzy zgodzili się wziąć udział w zabawie, pod warunkiem, że ich nazwiska pozostaną w tajemnicy. Tzw. łowcy głów wiedzieli tylko, że jest to życiorys polityka. Nie znali natomiast jego nazwiska - podaje dziennik.
"Podejrzewam, że gdybym zaproponowała jakiemuś pracodawcy takiego polityka, natychmiast usłyszałabym pytanie: a nie ma pani kogoś innego?" - mówi gazecie specjalistka od rekrutacji.
"Dziennik Polski" cytuje jeden z wywiadów Leszka Millera, w którym były premier powiedział, że chciałby doradzać osobom zajmującym się polityką, reklamą i biznesem.
"Dyskwalifikuje go brak wykształcenia (szkołę elektrotechniczną skończył wieki temu), słaby angielski oraz brak jakiegokolwiek doświadczenia w pracy. Jego CV nie warto umieszczać w naszej bazie danych" - komentuje na łamach gazety jeden ze specjalistów od rekrutacji.
Head hunterzy dodają, że jeśli ten polityk otrzymałby pracę, byłaby to posada po znajomości - czytamy w "Gazecie Polskiej".(PAP)