Pozwól zyskom rosnąć

Takiego zainteresowania akcjami jak ostatnio nie widziałem od 10 lat. Ogromne kolejki najpierw przy okienkach bankowych, potem w biurach maklerskich.

Nie ma właściwie dnia, aby ktoś nie zapytał mnie, co sądzę o akcjach PKO BP. Nawet podczas promocji książki kucharskiej, w której podaję przepis na naleśniki, publiczności właściwie nie interesowały moje talenty kulinarne. Zamiast naleśnikowej technologii widownia chciała znać moją opinię na temat akcji bankowego giganta. Pytają ci, którym się powiodło i zostali akcjonariuszami, i ci, którym się nie udało zapisać na akcje w okienku bankowym, a na biuro maklerskie nie starczyło już odwagi.

Jest wielce prawdopodobne, że atmosfera wokół prywatyzacji sprawi, iż giełdą zainteresują się nowe rzesze inwestorów - nowe pokolenie, które nie uczestniczyło w krachu z 1994 roku i nie ma doświadczeń giełdowych. A będą mieli w najbliższych kilkunastu miesiącach w czym przebierać. Na giełdę ma trafić ponad 60 firm. Wśród nich bardzo znane, jak chociażby TVN, Pekaes, Grupa Lotos, PGNiG, LOT czy węgierski gigant naftowy MOL. Według różnych szacunków wartość publicznych ofert do końca przyszłego roku może sięgnąć 20 miliardów złotych, czyli ponad trzy razy więcej od wartej 6 miliardów oferty PKO BP. Tylko na ten rok łączna wartość ofert obliczana jest na 13 miliardów złotych i jest to roczny rekord w całej historii polskiego rynku kapitałowego.

Na pierwszy rzut oka to bardzo dobrze, że coraz więcej nowych spółek trafia na giełdę. Fundusze inwestycyjne, emerytalne i klienci indywidualni będą mieli większy wybór. Wyższa łączna wartość akcji to także większa płynność, czyli lepsze możliwości bezkolizyjnej sprzedaży i zakupu.

Z drugiej strony mogą poczuć się zawiedzeni ci, którzy liczą na łatwe, szybkie i duże zyski. Giełda to nie żaden skomplikowany mechanizm. To normalny rynek w najczystszej postaci, na którym działają prawa podaży i popytu. A jeśli na rynku jest dużo pietruszki, zaś kupujący nie mają aż tyle pieniędzy, by ją całą kupić, to musi ona tanieć. Toteż pytanie, nad którym głowią się dziś analitycy giełdowi, dotyczy właśnie tego, czy rynek papierów wartościowych będzie w stanie wchłonąć papiery o tak dużej wartości. Mówiąc brutalnie, czy wystarczy pieniędzy, aby to wszystko kupić. Ale to dopiero początek. Potem muszą się pojawić chętni, aby kupować na giełdzie po coraz wyższych cenach. To jest warunek wzrostu cen akcji i całej giełdy. Tę logikę rynku trzeba wkalkulować w każdą swoją inwestycję, która może przynieść zysk, ale i stratę. Rzecz jasna, każdy inwestor po to kupuje, żeby zarobić. Strata jednak może zdarzyć się częściej niż zysk.

I tu trzeba się odnieść do podstawowego kanonu rynkowego, z którego przestrzeganiem chyba dosłownie wszyscy inwestorzy mają największy problem: akceptuj małe straty i pozwól zyskom rosnąć. To, co wydaje się tu niewiarygodnie oczywiste, jest tak samo niewiarygodnie trudne do przestrzegania. Pierwsza część tej zasady mówi: jeśli kupiłeś akcje w nadziei, że ich cena pójdzie w górę, tymczasem one zamiast drożeć, tanieją - sprzedaj je natychmiast, akceptując niewielką stratę, zanim stanie się ona ogromna. Szukaj innej okazji.

I druga część: pozwól zyskom rosnąć. Czyli, jeśli już masz akcje i ich cena rośnie, nie sprzedawaj natychmiast, pozwól im drożeć, dopóty zysk będzie dla ciebie naprawdę satysfakcjonujący albo trend nie zmieni się na niekorzystny. A to może trwać latami. I ta reguła dotyczy także akcji, które pojawiają się ostatnio i będą się pojawiać na polskiej giełdzie.

TADEUSZ A. MOSZ, autor magazynu ekonomicznego "Plus minus" w TVP1

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)