Pożar płuc
Nikt nie jest jeszcze pewien, co wywołuje syndrom ostrej niewydolności oddechowej (SARS). Eksperci Światowej Organizacji Zdrowia nie potrafią też powiedzieć, czy okaże się on biologiczną bombą zegarową. Nikt nie wie nawet, jak się przed SARS bronić.
14.04.2003 | aktual.: 14.04.2003 12:58
Tymczasem ta epidemia skrajnej bezradności i niewiedzy zatacza coraz szersze kręgi. Zachorowało ponad 2700 ludzi w kilkunastu krajach. Ponad 100 osób zmarło. Mimo wszelkich środków ostrożności od chorych zarażają się lekarze i pracownicy szpitali i to oni stanowią grupę największego ryzyka. Niepokój powoduje też fakt, że nie wiadomo do końca, w jaki sposób można się zarazić.
Do niedawna sądzono, że SARS przenosi się tylko drogą kropelkową, gdy osoba zainfekowana kaszle lub kicha. Kilka dni temu Julie Gerberding, dyrektor amerykańskiego Centrum Kontroli i Prewencji Chorób, ostrzegła jednak, że zarazki utrzymują się też przez wiele godzin na przedmiotach dotykanych przez chorych. Ma o tym świadczyć choćby przykład osiedla w Hongkongu, gdzie choruje kilkadziesiąt osób nie mających z sobą bezpośredniej styczności. Lekarze sądzą, że zarazki pozostają na klamkach i przyciskach w windach używanych przez większość mieszkańców.
Chorobę wywołuje prawdopodobnie mikrob z rodziny koronawirusów, ściślej jego nowy szczep, który powstał w chińskiej prowincji Guangdong. Jak przyznał rząd chiński (po kilku miesiącach ukrywania tego faktu), pierwszy przypadek SARS odkryto w listopadzie ubiegłego roku w mieście Foshan, gdzie jeden z mieszkańców zapadł na wyjątkowo ostre zapalenie płuc. Lekarze nie mogli zidentyfikować drobnoustroju, który wywołał dramatyczny stan chorego. Cztery opiekujące się nim osoby również zachorowały. Reszta świata usłyszała o nowej infekcji dopiero w połowie marca, gdy Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła alert z powodu "zagrożenia zdrowia na świecie". Pod koniec marca naukowcy z Hongkongu i kilku innych ośrodków poinformowali o wykryciu koronawirusa, który jest prawdopodobnym sprawcą syndromu ostrej niewydolności oddechowej. Nazwę tę nadano mu ze względu na jego kształt - oglądany pod mikroskopem elektronowym wygląda jak okrąg z wystającymi na zewnątrz spiczastymi kolcami. Wydaje się też, że dwa inne rodzaje wirusów
towarzyszą tej chorobie. Oba z grupy paramoksowirusów. Kanadyjscy naukowcy znaleźli je u kilku osób z nietypowym zapaleniem płuc.
Julie Hall, odpowiedzialna w WHO za światową sieć monitorowania epidemii, sądzi, że to właśnie paramoksowirusy mogą być odpowiedzialne za najpoważniejsze objawy SARS. W Centrum Kontroli i Prewencji Chorób w Atlancie na początku kwietnia opracowano test pomagający wykryć w organizmie osób, które zetknęły się z koronawirusem, przeciwciała świadczące o jego obecności. Problem polega na tym, że na razie test ten jest przydatny dopiero po dziesięciu dniach od zarażenia, kiedy liczba przeciwciał zwalczających wirus jest już w organizmie wystarczająco duża.
Skuteczny test jest szczególnie ważny, bo - jak się okazuje - część osób nie ma widocznych objawów choroby, a mimo to zaraża innych. Zdrowi nosiciele zdarzają się również w wypadku innych chorób. W Stanach Zjednoczonych znana była Mary Mallon, zwana Tyfusową Mary - roznosiła zarazki gorączki tyfusowej, sama nie mając żadnych objawów choroby.
Bożena Kastory