Tymczasem ta epidemia skrajnej bezradności i niewiedzy zatacza coraz szersze kręgi. Zachorowało ponad 2700 ludzi w kilkunastu krajach. Ponad 100 osób zmarło. Mimo wszelkich środków ostrożności od chorych zarażają się lekarze i pracownicy szpitali i to oni stanowią grupę największego ryzyka. Niepokój powoduje też fakt, że nie wiadomo do końca, w jaki sposób można się zarazić.
Do niedawna sądzono, że SARS przenosi się tylko drogą kropelkową, gdy osoba zainfekowana kaszle lub kicha. Kilka dni temu Julie Gerberding, dyrektor amerykańskiego Centrum Kontroli i Prewencji Chorób, ostrzegła jednak, że zarazki utrzymują się też przez wiele godzin na przedmiotach dotykanych przez chorych. Ma o tym świadczyć choćby przykład osiedla w Hongkongu, gdzie choruje kilkadziesiąt osób nie mających z sobą bezpośredniej styczności. Lekarze sądzą, że zarazki pozostają na klamkach i przyciskach w windach używanych przez większość mieszkańców.
Chorobę wywołuje prawdopodobnie mikrob z rodziny koronawirusów, ściślej jego nowy szczep, który powstał w chińskiej prowincji Guangdong. Jak przyznał rząd chiński (po kilku miesiącach ukrywania tego faktu), pierwszy przypadek SARS odkryto w listopadzie ubiegłego roku w mieście Foshan, gdzie jeden z mieszkańców zapadł na wyjątkowo ostre zapalenie płuc. Lekarze nie mogli zidentyfikować drobnoustroju, który wywołał dramatyczny stan chorego. Cztery opiekujące się nim osoby również zachorowały. Reszta świata usłyszała o nowej infekcji dopiero w połowie marca, gdy Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła alert z powodu "zagrożenia zdrowia na świecie". Pod koniec marca naukowcy z Hongkongu i kilku innych ośrodków poinformowali o wykryciu koronawirusa, który jest prawdopodobnym sprawcą syndromu ostrej niewydolności oddechowej. Nazwę tę nadano mu ze względu na jego kształt - oglądany pod mikroskopem elektronowym wygląda jak okrąg z wystającymi na zewnątrz spiczastymi kolcami. Wydaje się też, że dwa inne rodzaje wirusów
towarzyszą tej chorobie. Oba z grupy paramoksowirusów. Kanadyjscy naukowcy znaleźli je u kilku osób z nietypowym zapaleniem płuc.
Julie Hall, odpowiedzialna w WHO za światową sieć monitorowania epidemii, sądzi, że to właśnie paramoksowirusy mogą być odpowiedzialne za najpoważniejsze objawy SARS. W Centrum Kontroli i Prewencji Chorób w Atlancie na początku kwietnia opracowano test pomagający wykryć w organizmie osób, które zetknęły się z koronawirusem, przeciwciała świadczące o jego obecności. Problem polega na tym, że na razie test ten jest przydatny dopiero po dziesięciu dniach od zarażenia, kiedy liczba przeciwciał zwalczających wirus jest już w organizmie wystarczająco duża.
Skuteczny test jest szczególnie ważny, bo - jak się okazuje - część osób nie ma widocznych objawów choroby, a mimo to zaraża innych. Zdrowi nosiciele zdarzają się również w wypadku innych chorób. W Stanach Zjednoczonych znana była Mary Mallon, zwana Tyfusową Mary - roznosiła zarazki gorączki tyfusowej, sama nie mając żadnych objawów choroby.
Bożena Kastory