Pożądać domu sąsiada
Zachodni pośrednicy handlu nieruchomościami szykują się do inwazji na Wschód - piszą w "Newsweeku" William Underhill i Joanna Kowalska.
09.06.2003 08:28
Estoński hotel Kalvi, położony w starym zamku nad brzegiem Bałtyku, może być dobrą reklamówką Europy. Ma cztery gwiazdki, dostojne, bogate wyposażenie i znakomitą plażę do zabaw dla dzieci. Dla brukselskich eurokratów dodatkową zaletą hotelu są jego właściciele – Duńczycy. - Kiedy kupiliśmy hotel, dach był pełen dziur, a ściany bliskie zawalenia– opowiada Kaj Anton Petersen, zarządca hotelu. – Na samym początku remontu zdaliśmy sobie sprawę, że nie można być właścicielem zamku i nie mieś otaczających go terenów. Duńczycy kupili więc okoliczne grunty – 2500 hektarów, a także 600 krów, Goście cenią Kalvi za ustronne położenie i naturalne piękno. A okoliczni mieszkańcy cieszą się z przybycia inwestorów.
Już za rok, gdy Unia Europejska powiększy się o 10 państwa, Wspólnota będzie sięgać od granicy z Rosją po zachodnie wybrzeża Irlandii. Jest jedno „ale” – podczas powiększenia UE w latach 80. bogacze ze starych krajów członkowskich rzucili się na ziemię i nieruchomości w nowo przyjętych państwach – Grecji, Portugalii, Hiszpanii. Nic przeciwko takiej „inwazji” nie mają Estończycy i mieszkańcy pozostałych państw bałtyckich. Ale najciężej doświadczeni przez historię Polacy, a nawet żyjący z turystów Maltańczycy i Cypryjczycy, boją się, że Holendrzy, Niemcy czy Austryjacy wykupią ich gospodarstwa i działki. – Ziemi nie da się rozmnożyć ani wyprodukować jak telewizory czy komputery– mówi Stanisław Kaliszewski, który gospodaruje na 10 hektarach we wsi Swory pod Białą Podlaską. – Kiedy raz wpadnie w obce ręce, dla Polaków będzie stracona. Dlatego w referendum głosowałem przeciw Unii.
Nie przekonał go fakt, że w przypadku śródziemnomorskich krajów Unii „najazd obcokrajowców” (zresztą mniejszy, niż się spodziewano) był często dobrodziejstwem dla gospodarki. Według Heather Grabbe z londyńskiego Ośrodka Reform Europejskich w oczach wielu mieszkańców Polski i innych krajów regionu wykup ziemi grozi utratą tożsamości narodowej. – Ludzie zastanawiają się, czy mogą mieć zaufanie do sąsiadów – mówi Grabbe.
Nie ma go Roman Giertych, lider Ligi Polskich Rodzin, który najgłośniej protestuje przeciwko wejściu Polski do UE._ – W Niemczech prywatne fundacje zbierają pieniądze, by kupować tanią ziemię w północnej i zachodniej Polsce– twierdzi Giertych. – _One nie zamierzają niczego tam uprawiać. To część niemieckiej polityki imperialnej– przekonuje.