Powstał on w 1996 roku na mocy porozumienia zaparafowanego przez przedstawicieli: Urzędu Miasta (m.in. obecna poseł PO Teresa Piotrowska), sekcji oświaty NSZZ "Solidarność" (przewodniczący Leszek Walczak) i oddziału ZNP (prezes Ryszard Kowalik). Zgodnie z tym dokumentem do dziś część pieniędzy wypracowanych w poszczególnych placówkach trafia do wspólnej kasy - fundusz "emerycki" plus 10% zgromadzonych pieniędzy. Wypłacane są z niego pożyczki (5-7 tys. zł) przeznaczone m.in. na modernizację lub wykup mieszkania - przypomina "Gazeta Pomorska".
W jednym z punktów porozumienia zaznaczono, że dyrektorzy podpiszą umowy - wyjaśniał nadinspektor Edward Zwierzchowski. Nie było ich ani w szkołach, ani w wydziale edukacji. Brak tych dokumentów oznacza, że fundusz funkcjonuje poza prawem. Okręgowy inspektor wystąpi do prezydenta Bydgoszczy z wnioskiem o uporządkowanie tych spraw - dodał.
Według "Gazety Pomorskiej", teoretycznie inspekcja pracy mogłaby na podstawie art. 12 ustawy o zakładowych funduszach socjalnych ukarać dyrektorów szkół, lecz tego nie uczyni. Przedstawiciele sygnatariuszy twierdzą, że wszystko jest zgodne z prawem.
Rozmawialiśmy o tym podczas wtorkowych negocjacji, prawnik urzędu zapewniał, że wszystko jest zgodne z prawem - oświadczyła Maria Naparty, przewodnicząca sekcji oświaty NSZZ "Solidarność". Nie zlikwidujemy wspólnego funduszu, ponieważ małe jednostki, na przykład przedszkola nie byłyby w stanie uzbierać pieniędzy na duże pożyczki - dodał Wacław Kazimierczak, wiceprezes bydgoskiego oddziału ZNP. Prawdopodobnie będzie on funkcjonował inaczej - podkreślił.
Wydział edukacji urzędu miasta nie chce być odpowiedzialny za fundusz nauczycieli i prawdopodobnie nadzór nad wypłatami zleci któremuś z dyrektorów szkół. Być może, osoba odpowiedzialna otrzyma za wykonywanie nowych obowiązków dodatkowe pieniądze. Decyzja w tej sprawie może zapaść już w najbliższy wtorek - informuje "Gazeta Pomorska". (PAP)