Powrót życia w Czarnobylu
20 lat po katastrofie zamknięta strefa wokół Czarnobyla to raj dla roślin i zwierząt. Tam, gdzie były zalane betonem place i parkingi, dzisiaj eksploduje świeża zieleń. Bujne lasy są pełne zwierząt. Przyroda sama pokonuje radioaktywne skażenie.
21.04.2006 13:03
Fotoreporter Waldemar Józwa pojechał do miejscowości Prypeć u stóp elektrowni Czarnobyl, żeby sfotografować nagle opuszczone przez ludzi bloki, place, przedszkola... Słowem: umarłe miasto. Jednak ciężko mu było zrobić takie zdjęcia, bo prawie zawsze w kadr wchodziła mu soczysta zieleń. Zieleń, która śmiało wdziera się już do pustych domów. – To był maj zeszłego roku, wszystko tam kwitło i się rozwijało. Zobaczyłem szokujące zderzenie radości przyrody i smutku opuszczonego przez ludzi miasta – wspomina fotograf.
Po bujnych lasach wokół dawnej elektrowni biegają dzisiaj stada zwierząt. W glebie ryje mnóstwo myszy, a wśród drzew latają kolorowe motyle. Czasem można dostrzec sosnę, której igły żółkną. – To działalność owadzich szkodników, których jest tam znacznie więcej niż w naszych lasach, regularnie opryskiwanych... Ale to też świadczy o obudzonym tam życiu – mówi profesor Wiesław Włoch, dendrolog z Uniwersytetu Opolskiego.
Wystarczyło, żeby człowiek przestał przeszkadzać, a przyroda odrodziła się. Raport międzynarodowej organizacji „Forum Czarnobylskie” formułuje to wprost: „Strefa wyłączona paradoksalnie stała się unikalnym sanktuarium bioróżnorodności”.
Robotnicy jedzą grzyby
To jednak nie znaczy, że wszystko wróciło tam do normy. Owszem, woda spłukała już radioaktywne cząstki z ogromnych połaci zamkniętej strefy. Jednak czasem zaniosła je tylko na inne tereny... W lasach powstały więc gdzieniegdzie „zlewnie” radioaktywnych odpadów. – Dlatego trzeba tam bardzo unikać miejsc zabagnionych, w których gromadzi się spływająca woda – radzi prof. Włoch. – Jeśli ktoś zatrzyma się tam na drodze, nie powinien schodzić na pobocze. Bo nigdy nie wiadomo, w co się wdepnie – mówi.
W 1986 roku, po wybuchu w Czarnobylu, krążył po Polsce dowcip: „Dlaczego najłatwiej zbierać grzyby nocą? Bo świecą”. W okolicach Czarnobyla coś w tym jest. Dorodne grzyby, jagody i dziczyzna dość często bywają tam jeszcze skażone. – Jednak sam widziałem, że pracujący w zamkniętej strefie robotnicy zbierają te grzyby – wspomina profesor Włoch. – Patrzyłem na to z lekkim przerażeniem, bo grzybnia może wyciągać zanieczyszczenia z kilkudziesięciu metrów kwadratowych. To wszystko idzie w owocnik... Im to widać nie przeszkadzało – mówi.
W strefie mieszka też grupa ludzi, głównie starszych, którzy po wysiedleniu potajemnie wrócili do swoich domów. Zaryzykowali. I radzą sobie. Zresztą odporność poszczególnych ludzi na promieniowanie znacznie się różni. Pięćdziesięciu mężczyzn, którzy 26 kwietnia 1986 roku prowadzili w czarnobylskiej elektrowni akcję ratowniczą, zmarło na ostrą chorobę popromienną. Jednak sporej grupie ratowników do dziś nic nie dolega. – Mechanizm naprawczy uszkodzonego materiału genetycznego jest u człowieka wyjątkowo dobrze rozwinięty. Stąd to powiedzenie, że w trudnych warunkach po dużej kosmicznej katastrofie przetrwałyby jedynie karaluchy, szczury i ludzie – mówi prof. Włoch.
Drzewa piszą w słojach
Profesor Włoch przed siedmiu laty badał ze swoją doktorantką drzewa z czarnobylskiej, zamkniętej strefy. – Wiele tamtejszych drzew po katastrofie uschło. Ale już trzy lata po wybuchu ta skażona ziemia zaczęła się gwałtownie budzić do życia. Zakiełkowało mnóstwo młodych brzóz i sosen. I te młode sosny są piękne! Mają dziś po kilkanaście lat i są zdrowe – mówi prof. Włoch.
Polscy dendrolodzy ścinali też sosny, które miały po 30–40 lat. W ich słojach znaleźli zapis dramatycznej historii z roku 1986. Odczytali go. W 1986 roku, kiedy wybuch rozerwał kopułę pobliskiego reaktora i zasypał okolicę radioaktywnym pyłem, w sosnach tych zginęła co najmniej połowa komórek miazgi. Miazga to w drzewie żywa tkanka, z której tworzy się drewno i łyko. Te komórki miazgi, które przeżyły, nie były w stanie zastąpić martwych. – Drewno, które w tamtym roku utworzyło się z miazgi, było nieregularne, porowate. Zupełnie inne od drewna, które tworzyło się w poprzednich latach, ładnego i pełnowłóknistego – mówi prof. Włoch. – Wielkie, niekorzystne zmiany w układzie tych komórek było widać przez trzy kolejne lata. Jednak później sytuacja zaczęła się szybko poprawiać. Okazało się, że sosnom wystarczyło zaledwie dziesięć lat, żeby wrócić do równowagi – dodaje. Wiele drzew nie przetrwało jednak tych pierwszych, najgorszych trzech lat. Radiacja za bardzo uszkodziła ich system przewodzenia. Uschły. W pobliżu
elektrowni zagładzie uległ cały las. Pracownicy strefy nazywali go Czarnym Lasem. Stojące w nim kikuty drzew były przez całe lata upiornie czarne, jakby osmolone. A przecież w normalnych warunkach uschłe drzewo próchnieje i odbija od pozostałych jasną barwą. – Drzewa w Czarnym Lesie nie próchniały, bo były sterylne... Nie było na nich żadnych mikroorganizmów, które mogłyby rozłożyć drewno – wyjaśnia prof. Włoch. – Widać akurat w tym miejscu skażenie musiało być bardzo duże – uważa.
Niech się rozprasza
W ciągu tych dwudziestu lat wiele się jednak zmieniło. Niektóre promieniotwórcze izotopy zdążyły się już rozpaść. Na przykład izotopu jodu 131 co osiem dni ubywało o połowę, więc już po dwóch miesiącach znikł prawie zupełnie. Wiele innych radioizotopów wciąż jednak istnieje, jak izotopy plutonu i strontu albo cez-137. Czas jego połowicznego rozpadu to 30 lat. Jednak i jego powoli rozwiewają po świecie wichury i spłukują deszcze. Z wodami Prypeci płynie do Dniepru, a stamtąd do Morza Czarnego i dalej. Brzmi groźnie? Owszem, ale tak naprawdę groźne już nie jest. Bo im dalej od Czarnobyla, tym bardziej promieniotwórcze izotopy są rozproszone. A to niewiele w świecie zmienia, bo Ziemia i tak jest pełna materiałów o pewnej naturalnej promieniotwórczości. Każdy z nas się z nimi styka. Oddziałuje też na nas promieniowanie kosmiczne. Mnóstwo ludzi mieszka na terenach z silnie radioaktywnymi skałami serpentynowymi. Większość mieszkańców Ukrainy i Białorusi wchłonęło po katastrofie znacznie mniejsze dawki
promieniowania, niż każdego roku otrzymują mieszkańcy niektórych regionów Indii, Iranu, Brazylii i Chin.
– Nie tragizujmy więc, że się ta radioaktywność spod Czarnobyla wypłukuje – mówi profesor Włoch. – Trzeba pozwolić się tej radioaktywności rozproszyć. Bo nie ma innego wyjścia. Przyroda wyleczy skutki katastrofy najlepiej – dodaje.
Przemysław Kucharczak