Powodzie jak co roku
Ponad tysiąc podtopionych domów, tysiące
hektarów pól pod wodą i kilkanaście nieprzejezdnych, zalanych dróg
- to bilans wiosennej powodzi na Podkarpaciu. Woda traktuje
wszystkich równo. W okolicach Jasła zalała kościół i agencję
towarzyską. Taka sytuacja powtarza się co roku. Czy ta
nienormalność musi być normą - pytają "Super Nowości".
Dlaczego na terenach co chwila zalewanych przez rzeki mieszkają ludzie? Na starych mapach geodezyjnych tereny, na których postawili domy, oznaczone są jako obszary zalewowe. Na wnioski mieszkańców przekwalifikowano te grunty i wydano pozwolenia na budowy. W połowie XX wieku opady były nieco niższe niż średnia długoletnia. Wzbudziło to przekonanie, że rzeki nie będą już wylewały i rozpoczęło się budownictwo na terenach zalewowych. Gdy ilość spadającego śniegu i deszczu wzrosła, woda występuje z brzegów. Powodzianie żądają uregulowania rzek i budowy wałów utrzymujących wodę w korytach.
- To niewiele da - uważa Andrzej Reguła, wicewójt gminy Dębica. -_ Regulacja potoków w górnym odcinku spowoduje, że woda popłynie szybciej i wylania wystąpią w dolnych odcinkach. Zmienimy tylko miejsce powodzi_ - mówi.
Urzędnicy dopatrują się jeszcze jednej przyczyny lokalnych wylewów rzek. - Winni są sami mieszkańcy, którzy zanieczyszczają koryta rzek- tłumaczy Stanisław Stachura, dyrektor Podkarpackiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych. - Wrzucają do nich zbędne rzeczy. Zwały śmieci tamują przepływ wody, powodują jej spiętrzenie i wylania.
W tym roku na modernizację, budowę i udrażnianie rzek wydamy 16 mln zł. To bardzo mało, bo w 2004 roku mieliśmy 50 mln zł. Stanisław Stachura wylicza: -_ Na Podkarpaciu aż 80 % rzek i potoków nie jest udrożnionych. Aby uniknąć powodzi, trzeba zmodernizować 170 km i wybudować 270 km wałów, uregulować 500 km rzek oraz wykonać 200 zbiorników retencyjnych. Potrzeba na to 1,5 miliarda złotych_- piszą "Super Nowości" (PAP)